Kupalne wianki, czyli słów kilka o pozycji słowiańskich kobiet
Większość współczesnych historyków i badaczy stosunków społecznych pośród przedchrześcijańskich Słowian twierdzi, że pozycja kobiety we wspólnotach naszych przodków była poślednia. Podobno przedchrześciajańscy Słowianie – mężczyźni, przewodzący rodzinom/rodom, nie liczyli się ze zdaniem kobiet a ich córki znaczyły dla nich tak mało, że nie miały nawet prawa dziedziczenia.
Historyczne źródła pisane przez mężczyzn i, nie oszukujmy się, o męskich sprawach nie wspominają wiele o kobietach. Jeden ze średniowiecznych kronikarzy wspomina o żonie która ukryła misjonarza, jeszcze jeden wspomina o Wiośnie, przywódczyni słowiańskich wojowników i… I, z tego, co wiem, to mniej więcej tyle. Dlatego dziś, zamiast jak zwykle korzystać ze źródeł, posłużymy się tradycją kupalną, aby rozważyć miejsce i znaczenie kobiet w społeczeństwie przedchrześcijańskich Słowian.
Skąd te wianki, skąd dziewice?
Plecenie wianków i rzucanie ich na wodę jest jednym z najważniejszych elementów tradycji kupalnej. Co roku w czasie Kupały media społecznościowe pełne są zdjęć, najczęściej roznegliżowanych dziewcząt noszących bajecznie kolorowe wianki. Jednocześnie, niewątpliwie pod wpływem tradycji judeochrześcijańskiej, symbolika tychże wianków pozostaje związana z dziewictwem, a ich wyrzucanie do wody symbolizować ma tegoż dziewictwa tracenie. Ten obraz obchodów święta kupalnego, niewątpliwie bardzo medialny, pozostaje jednak w niezgodzie z rzeczywistością świata naszych przodków. Skąd bowiem we wczesnym średniowieczu, bez dostępu do kwiaciarni, czy kwietnych ogrodów, brały się bajecznie kolorowe kwiaty w czerwcu? Oraz – co ważniejsze – skąd brały dziewice?
Współcześnie, przy średniej długości życia 72,6 lat (wedle danych ONZ), nastolatkowie stanowią 13% społeczeństwa, a kobiety i dziewczęta 49,6%. Ocenia się, że przeciętna wczesnośredniowieczna wioska Słowian zamieszkiwana była przez 30-40 osób, z czego około połowa – czyli 15-20 – była kobietami. W tamtych czasach ludzie żyli dużo krócej niż współcześnie, kobiety 30-32 lata, a mężczyźni 33-36 lat. Biorąc pod uwagę, że społeczeństwo przedchrześcijańskich Słowian było o połowę młodsze niż nasze, możemy założyć, że nastolatkowie - młodzież w wieku 12-19 lat – stanowili ok 25% społeczeństwa naszych przodków. Zatem – pośród 15-20 kobiet/dziewcząt cztery lub pięć miało 12-19 lat, a spośród tych 4-5 dziewcząt niezamężnymi dziewicami było… Może jedna? W dobrym roku – dwie? Skąd więc nas przodkowie brali te stada dziewic corocznie wijących wianki w czasie Kupały?!
Abstrahując od nieznanego źródła dziewic, warto również zastanowić się skąd te dziewice brały kwiaty na wianki? Nasi przodkowie żyli na ziemiach w 80% porośniętych lasem, lub pokrytych bagnami. Łąki – tak częsty element XXI wiecznego krajobrazu – występowały dużo rzadziej, tylko tam, gdzie nie mogły rosnąć lasy. Nasi przodkowie nie eksploatowali ziemi tak intensywnie, jak robimy to my, nie znali rozległych, regularnie koszonych pastwisk, sztucznych łąk, parków, czy kwiatowych ogrodów. Dlatego też, aby upleść wianek, przedchrześcijańscy Słowianie musieli poszukać dziko i naturalnie rosnących kwiatów. A w czerwcu, w umiarkowanym klimacie środkowej i wschodniej Europy, o takie barwne kwiaty niełatwo – o czym przekonałam się sama wybierając się na krajoznawczą wycieczkę do okolicznego lasu.
Czerwiec to czas traw i pokrzyw, a nie bajecznie kolorowych kwiatów. Dziko rosnące kwiaty o tej porze roku są głównie białe i żółte, najczęściej małe, z łodygami albo krótkimi i delikatnymi jak jaskier, albo długimi i sztywnymi jak krwawnik. Oczywiście, w czerwcu znajdziemy kwiaty czerwone jak maki, czy niebieskie jak chabry. Ale kwiaty te rosną głównie na polach, na których to, nie zapominajmy, nasi przodkowie uprawiali niezbędne do życia zboże. Trudno wyobrazić sobie, że jakikolwiek rolnik wpuści w zboże stado dziewic, po to żeby te dziewice mogły sobie nazbierać kwiatków. Tak więc, aby upleść swoje wianki przedchrześcijańskie słowiańskie nie-dziewice, musiały oddalić się od bezpieczeństwa wioski i okolicznych pól i wybrać się nad rzekę i/lub do lasu, aby znaleźć kwiaty o które w tamtych czasach, w czerwcu wcale nie było łatwo. Biorąc pod uwagę niską dostępność kwietnego surowca jest również możliwe a nawet bardzo prawdopodobne, że oprócz kwiatów nasze nieletnie przodkinie wplatały w kupalne wianki zioła, takie jak ruta, bylica, rozchodnik czy macierzanka (co potem stało się podstawą do stworzenia judeochrześcijańskiej tradycji plecenia ziołowych wianków na Boże Ciało).
Bezcenny wianek
Wbrew memom publikowanym masowo przez samozwańczych wołchwów/wiedźmy/zielarki/czarodziejki/szamanki/szamanów (niepotrzebne skreślić) w czasach naszych przodków las, rzeka, czy jakikolwiek obszar oddalony od osad ludzkich nie był ani gościnny, ani bezpieczny. We wczesnym średniowieczu lasy roiły się od wilków, niedźwiedzi czy dzików, które stanowiły realne zagrożenie dla naszych przodków. W pełnych wirów rzekach z łatwością można było się utopić a w – lesie zgubić, zranić, złamać kończynę, co przy zaludnieniu 0-6 osoby/km2, bez sieci telefonii komórkowej, GPS-u, pogotowia ratunkowego i nowoczesnej medycyny, najczęściej kończyło się albo śmiercią, albo trwałym kalectwem, nierzadko prowadzącym do śmierci. Tak więc, nasi rozsądni i nie znający bzdurnych memów przodkowie, nie oddalali się od swoich osad często i na pewno nie bez ważnego powodu.
A jednak, jak wskazuje na to tradycja, przedchrześcijańskie nie-dziewicze Słowianki, chodziły tak do lasów, jak i nad rzekę, wyłącznie po to aby zbierać kwiaty (lub zioła) na kupalne wianki.
Uczestniczki obchodów święta Kupały nie tylko narażały dla wianków swoje własne życie i zdrowie, ale również, spędzając czas na zbieraniu i splataniu kwiatów zaniedbywały swoje obowiązki w gospodarstwie, a tych było wszak co niemiara. Bez względu na porę roku przedchrześcijańskie Słowianki musiały codziennie lub niemal codziennie prząść, tkać, szyć, prać, naprawiać odzież, gotować, piec, nosić wodę, sprzątać, doić, przygotowywać sery, ważyć piwo, doglądać zwierząt gospodarskich, zbierać i suszyć (w zależności od pory roku): zioła, grzyby, jagody, orzechy czy dziko rosnące warzywa jak marchew lub ogórki, przygotowywać różnego rodzaju ziołowe napary czy nalewki (które w tamtych czasach były jedynym dostępnym lekarstwem), zajmować się dziećmi, pomagać sąsiadkom w zajmowaniu się dziećmi, zajmować się chorymi itd. itp.
I tu właśnie odnajdujemy (mam nadzieję) prawdziwą symbolikę kupalnych wianków. Jest mało prawdopodobne że dla naszych przodków były one symbolem dziewictwa, bardzo jednak prawdopodobne, że były one symbolem wiedzy (o tym gdzie znaleźć kwiaty/zioła), poświęcenia (innych ważnych obowiązków) i skupienia na sobie. Ci z Was, którzy kiedykolwiek upletli chociaż jeden wianek, wiedzą, że to zadanie nie jest tak proste, jak się wydaje. Zbieranie kwiatów (lub ziół) oraz splatanie ich w sposób, który zapewnia stabilność i estetykę konstrukcji wymaga czasu, skupienia i umiejętności. Jednakże, podobnie jak tkanie, szycie czy szydełkowanie, jest to również zadanie, które skłania umysł do rozważań.
Nie trudno wyobrazić sobie nasze nieletnie przodkinie przygotowujące swoje własne, kupalne wianki. Dziewczęta na tyle dorosłe aby rozumieć wagę małżeństwa, ryzyko ciąży i porodu (w tamtych czasach ogromne) oraz zakres obowiązków żony. Dziewczęta, które niewątpliwie były przynajmniej raz w życiu świadkami porodu krewnej czy innej kobiety z wioski. Przecież w tamtych czasach, bez elektryczności, telewizji czy samochodów, noce pełne były ciszy a każdy krzyk bólów porodowych niósł się przez cienkie ściany domów naszych przodków i z pewnością dał się słyszeć w całej wiosce. Pół biedy jeśli bolesny poród, którego świadkami były nasze nieletnie przodkinie, zakończył się szczęśliwie płaczem zdrowego dziecka. Ale przecież wiele (być może nawet 1:75) porodów kończyło się śmiercią matki. Śmiercią, warto dodać, w męczarniach trwających kilka dni lub nawet tygodni. Męczarniach, których świadkami byli wszyscy mieszkańcy wioski – zarówno dorośli, jak i dzieci. Te matki, którym udało się urodzić zdrowe dzieci, również nie miały powodów aby patrzeć optymistycznie w przyszłość. Ocenia się, że we wczesnym średniowieczu 30-50% dzieci nie dożywało 5 roku życia. Mieszkańcy wioski – w tym nasze przygotowujące się do święta Kupały nieletnie przodkinie, były świadkami i tej rozpaczy, i tego bólu.
O czym więc rozmyślały nasze przodkinie, plotąc kupalne wianki? Wiemy, że Kupała była świętem miłości i płodności. Wiemy, że czas letniego przesilenia był dla przedchrześcijańskich Słowian czasem łączenia się w pary. Wiemy (bo zachowało się to w tradycji ludowej), że rzucanie wianków na wodę było swego rodzaju wróżbą. W niektórych częściach słowiańskich ziem (na przykład na lubelszczyźnie) dziewczęta wiły dwa wianki – jeden dla siebie, drugi dla ukochanego – wianki, których zachowanie na wodzie interpretowane było jako wróżba dla danej pary. Jeśli wianki płynęły razem, oznaczało to szczęśliwy i płodny związek, jeśli jeden z nich utonął, było to złym znakiem.
Zgodnie z ludową tradycją kupalne wianki są więc wróżbą. Biorąc pod uwagę to, co wiemy o realiach życia naszych przodkiń, nie trudno zgadnąć, jakie było prawdziwe znaczenie przesilenia letniego dla przedchrześcijańskich Słowian. Nasze przodkinie wijąc swe wianki, wplatały w nie swoje nadzieje – na szczęśliwą przyszłość, miłość i dostatek; swoje obawy – przed bólem, cierpieniem i śmiercią. Używały swojej wiedzy o kwiatach i ziołach, wykorzystywały sprawność palców, nawykłych do przędzenia i tkania nici aby upleść wianek i zapytać rzeki, aby zapytać Mokoszy - Matki Ziemi: czy to wystarczy? Czy jestem wystarczająco mądra, silna i zdrowa, żeby wyjść za mąż, żeby zajść w ciążę, żeby mieć dziecko i nie umrzeć? Czy czeka mnie ból, czy szczęście? Czy pisana jest mi radość, czy rozpacz?
Nadzieja na przyszłość
Pisaliśmy już wyżej od jak wielu obowiązków odrywały się nieletnie Słowianki w czasie przygotowania do święta Kupały. Nie pisaliśmy jednak o tym kto te liczne obowiązki podejmował. Oczywiście, niektóre zadania mogły zostać odłożone na dzień, czy dwa. Ale święto Kupały, jak by nie było jedno z najważniejszych słowiańskich świąt, poza wiciem wianków, wiązało się z wieloma innymi przygotowaniami. Ktoś musiał zebrać/porąbać drewno na ogniska, ktoś musiał przygotować biesiadę. Ktoś musiał stać na straży bezpieczeństwa tak wioski, jak i dziewcząt przemierzających las w poszukiwaniu kwiatów i ziół. Tę pracę, te przygotowywania niewątpliwie wykonywane były przez pozostałych mieszkańców wioski. Przez ojców i matki, przez braci i kuzynów, przez tych, dla których zdrowie i powodzenie wijących wianki dziewcząt było nadzieją na przyszłość.
Biorąc pod uwagę śmiertelność i krótkie (w porównaniu z naszym) życie przedchrześcijańskich Słowian, zdrowie i płodność niezamężnych jeszcze dziewcząt było jednym z najważniejszych elementów niezbędnych do przetrwania społeczności. Nic więc dziwnego, że ojcowie, matki i bracia gotowi byli zwolnić swoje córki i siostry ze wszystkich obowiązków, dać im czas na wicie wianków, zapewnić bezpieczeństwo w czasie przemierzania lasu, czy brzegu rzeki, zagwarantować spokój, ciszę i skupienie w czasie przygotowań do wróżby, stanowiącej o przyszłości całej wioski.
Nasze współczesne społeczeństwo XXI wieku jest rzekomo pełne szacunku dla kobiet, a szczególnie matek. Media – tak społecznościowe jaki i tradycyjne – pełne są haseł, memów, kampanii i filmów promujących feminizm, zachęcających dziewczęta do samodzielności, zdobywania wykształcenia lub budowania kariery zawodowej. Jednakże, w naszym rzekomo wysoko rozwiniętym i szanującym kobiety społeczeństwie nie ma ani jednej tradycji – żywej i powszechnie uznawanej – gwarantującej dziewczętom lub młodym kobietom jeden dzień wolny od jakichkolwiek obowiązków, jeden dzień poświęcony na robienie planów, snucie marzeń, dzielenia się obawami i nadziejami z przyjaciółkami i rówieśniczkami. Współcześnie młode kobiety na progu dorosłości każdego dnia obarczane są obowiązkami, oczekiwaniami, codziennie zaprzęgane są do kieratu, w którym nie tylko nie ma miejsca na refleksję, ale nie ma również pomocy, zrozumienia i wsparcia – rodziny, przyjaciół, czy społeczeństwa ogólnie. Gdyby ktoś spróbował zachęcić mężczyzn – ojców i braci – do tego, aby poświęcić jeden dzień w roku dla swoich córek i sióstr… Cóż ten ktoś zostałby najprawdopodobniej wyśmiany a być może nawet oskarżony o demaskulinizację, feminizm lub robienie problemu tam, gdzie go nie ma. I my, żyjąc w takim społeczeństwie, twierdzimy, że dla przedchrześcijańskich Słowian kobiety nie były ważne? Bo nie dziedziczyły po ojcu?
Każdemu wedle potrzeb
Za czasów naszych przodków znalezienie sobie żony nie było łatwe. Słowianin pragnący stabilizacji życiowej nie tylko musiał znaleźć kobietę gotową prowadzić mu gospodarstwo i rodzić mu dzieci, ale również zebrać wystarczające bogactwa, żeby swojej przyszłej żonie zapłacić (darem ślubnym) za jej wierność i oddanie. Dary ślubne pośród przedchrześcijańskich Słowian były tak wartościowe, że wielu młodych mężczyzn nie mogło sobie na nie pozwolić – i to właśnie wyjaśnia nieco opacznie (moim zdaniem) zrozumienie słowiańskich zasad dziedziczenia.
Wyobraź sobie czytelniku, że jesteś wczesnośredniowiecznym, słowiańskim rodzicem. Wyobraź sobie, że masz dwójkę dzieci – syna i córkę. Twoje dzieci, zarówno syn, jak i córka, są zdrowe, silne, niebrzydkie a na dodatek potrafią sobie radzić w życiu. Ale, ze względu na system społeczny w którym zżyjesz ty i twoje dzieci, tylko twoja córka nie potrzebuje twojej pomocy finansowej, żeby ułożyć sobie życie i dać ci wnuki. Twojemu synowi nie brakuje nic, być może jest nawet najprzystojniejszym chłopakiem w wiosce, ale i tak, pomimo zdrowia, siły umiejętności i wyglądu, żadna dziewczyna nie zgodzi się rodzić mu dzieci, jeśli nie dostanie najpierw ślubnego daru. Daru, który twoja córka – tak silna, zdrowa i ładna jak twój syn – dostanie od mężczyzny, którego zgodzi się poślubić.
Jako rodzic chcesz, czytelniku, dać swoim dzieciom wszystko, co najlepsze, a jako rozsądny, myślący Słowianin wiesz, że uczciwy podział nie zawsze oznacza podział równy. Dlatego też oddajesz swój majątek synowi, po to, aby mógł on sobie pozwolić na dar ślubny i założenie własnej rodziny. Twoja córka dostanie taki sam, a być może nawet jeszcze bogatszy dar od swojego przyszłego męża i w ten sposób wszystkie twoje dzieci będą miały po równo.
Tak więc – nie, w społeczeństwo przedchrześcijańskich Słowian córki nie dziedziczyły majątku po ojcu, ale nie dlatego, że nie były szanowane, lecz dlatego, że nie potrzebowały rodzinnego majątku, by ułożyć sobie życie. Jedyne, czego nasze przodkinie potrzebowały od rodziny czy społeczności, to jednego dnia w roku – dnia poświęconego na przygotowanie wróżby, na zapytanie rzeki o radę, po to, aby zadecydować o swojej własnej przyszłości.
Z okazji zbliżającego się święta Kupały życzę wszystkim mężczyznom – Słowianom czy nie – aby znaleźli czas, by uszanować swoje córki, siostry, żony i partnerki. Na wzór naszych przodków, podarujcie swoim kobietom dzień bez obowiązków, bez stresów, bez problemów codzienności. Pozwólcie im rozmyślać, marzyć i mieć sny. Dajcie im czas i przestrzeń, by mogły pójść nad rzekę, by zasięgnąć mądrości Mokoszy.
A wszystkim dziewczętom i kobietom – tak Słowiankom, jak i nie. Sława, siostry! Niech rzeka powie Wam prawdę.