Fejklor i istność w tradycji słowiańskiej

Jednym z celów projektu Witia jest propagowanie kultury słowiańskiej, dlatego też z zadowoleniem obserwuję szybko zwiększającą się popularność słowiańskiej tradycji i wierzeń, również pośród niemówiących w językach słowiańskich odbiorców. Niestety, jak to zwykle bywa, każdy kij ma dwa końce, a w wypadku narastającej popularności Słowiańszczyzny tym drugim końcem jest narastającą ilość nieporozumień, mitów oraz zwykłych bzdur, które coraz częściej pakowane są i sprzedawane jako słowiańskie. W ciągu ostatnich kilku lat z coraz większym zadziwieniem obserwuję, jak owe nieporozumienia, mity i bzdury szerzą się pośród początkujących Rodzimowierców, którzy, zdają się wierzyć w nie, jak w prawdę objawioną i, szczerze mówiąc, znudziło mi się pisanie indywidualnych komentarzy pod indywidualnymi postami. Dlatego tez postanowiłam zająć się dziś szerzącym się jak zaraza fejklorem (nie mylić z autentycznym, przekazywanym przez pokolenia folklorem) czyli fałszywą „mądrością” serwowaną (głównie) w postach na mediach społecznościowych.

Niektóre ze współcześnie uzywanych słowiańskich symboli. Za: Symbolikon

Niektóre ze współcześnie uzywanych słowiańskich symboli. Za: Symbolikon

Słowiańskie symbole

Słowianofilskie media społecznościowe pełne są jakoby starożytnych słowiańskich symboli, takich jak np. swarga/swarzyca/swastyka, słoneczko/kołowrót, symbol Welesa, czy „ręce Boga”. Symbole te są rysowane, wycinane, wypalane i tatuowane na różnych przedmiotach lub częściach ciała, fotografowane i udostępniane, nierzadko z towarzyszącą informacją o ich mistycznym znaczeniu. A jednak, pomimo rozpowszechnienia tej słowiańskiej symboliki, niewielu z natchnionych propagatorów starożytnych słowiańskich mądrości zdaje sobie sprawę z tego, że bardzo niewiele z tych znaków graficznych można zaliczyć do starożytnych a żadnego – do słowiańskich.

Weźmy, na przykład „ręce Boga”. Symbol ten, zdobiący tak zwaną popielnicę z Białej, starożytny wprawdzie jest (datowany na II-III wiek naszej ery, czyli starożytność), ale wyryty został przez ludzi, którzy stworzyli kulturę przeworską, czyli nie przez Słowian, ale, najprawdopodobniej Germanów. Ponadto nic nie wskazuje na to, że „ręce Boga” symbolizują ręce Boga. Biorąc pod uwagę inne symbole wyryte na popielnicy (trójwymiarową rekonstrukcję popielnicy możecie zobaczyć tu), równie dobrze mogą być to ręce łowców lub innych członków społeczności, bowiem wszystkie postaci przedstawione na naczyniu mają właśnie takie „grabkowato” wyglądające dłonie. Współcześnie „obowiązującą” interpretację tego symbolu w latach 90 XX wieku wymyślił Lech Emfazy Stefański, usiłując zilustrować swoją autorską rekonstrukcję religii przedchrześcijańskich Słowian jako religii henoteistycznej, to znaczy takiej, w której wprawdzie jest wiele bóstw, ale tylko jedno uznawane jest za najwyższego Boga. Dla uzasadnienia istnienia najwyższego Boga Słowian, Stefański potrzebował jakichś „dowodów”, stąd użył symbolu z popielnicy, interpretując go jako „ręce Boga” (tego najwyższego), obejmujące cały świat.

Nieco inna sytuacja ma miejsce w przypadku swargi, zwanej również jako swarzyca czy swastyka. Większości współczesnych swastyka kojarzy się, oczywiście, z nazizmem, niemniej z historycznego puntu widzenia kilkudziesięcio-letni okres funkcjonowania swastyki jako znaku ideologii Hitlera, to kropelka w porównaniu z przynajmniej dwunastoma tysiącleciami historii tego symbolu. Pierwsze znane archeologom swastyki znalezione zostały na obiektach pochodzących z okresu paleolitu (czyli kamienia łupanego), kiedy po ziemi chodziły jeszcze mamuty, a Słowian, języków słowiańskich, słowiańskiej religii czy symboliki nie było nawet w planach. Wraz z migracjami ludów symbol swastyki rozprzestrzenił się na cały świat jako symbol solarny, mający przynosić szczęście. Oczywiście, symbol ten używany był przez Słowian, ale trudno nazwać go typowo słowiańskim, jako że powszechny był w całej Europie, w Azji, Afryce a nawet Ameryce Północnej.

W przeciwieństwie do „rąk Boga”, swargi (oraz słowiańskiego słoneczka, czyli jej wieloramiennej wersji), powszechnie używany współcześnie symbol Welesa nie jest ani starożytny, ani średniowieczny, ani słowiański (co najwyżej rosyjski, o czym niżej). Nie wiem, niestety, kto jest autorką lub autorem tego znaku, ale jestem pewna, że nie istniał on przed XXI wiekiem. Osobiście pierwszy raz spotkałam się z tym symbolem gdzieś około 2010 roku. Z tego co wiem, przywędrował on gdzieś z Rosji, być może ze środowiska sekty Inglistów. Spotkałam się z opinią, że symbol ten jest swego rodzaju adaptacją wczesnośredniowiecznej zawieszki, znalezionej w okolicy miasta czeskiego miasta Hluk, niemniej nie jestem w stanie stwierdzić na ile ta opinia jest zgodna z prawdą.

Z powyższego wynika, że żaden z „obowiązujących” współcześnie symboli Rodzimej wiary nie jest starożytnym słowiańskim symbolem i nie pochodzi ze słowiańskiej, ale, w najlepszym wypadku, indo-europejskiej tradycji. Oczywiście, nie oznacza to, że symbole te są, same w sobie, fałszywe czy też, że nie powinny być używane. Każdy ruch społeczny, religijny, polityczny czy ideologiczny potrzebuje symboli, a symbole używane współcześnie są tak dobre, jak każde inne. Co natomiast fejklorem jest (w odniesieniu do słowiańskich symboli) jest nazywanie ich słowiańskimi, starożytnymi czy tradycyjnymi (zamiast, po prostu, symbolami współczesnej Rodzimej Wiary) i upieranie się (jak w przypadku czteroramiennej swastyki), aby używać ich jako takich, bez świadomości paleolitycznego pochodzenia tych znaków, oraz ignorując negatywne ich konotacje pośród nie-rodzimowierczej większości społeczeństwa.

Słowiańskie runy

O ile używane współcześnie słowiańskie symbole można uznać za nieporozumienie (mylenie starożytnego ze współczesnym czy słowiańskiego z neolitycznym) o tyle coraz bardziej popularne „słowiańskie” runy kwalifikują się bardziej jako mit. Podobnie jak inne mityczne stworzenia (np. jednorożce czy smoki) słowiańskie runy są żywe w wyobraźni, w powieściach fantastycznych (włączając w to cykl „Witia” 😉 ), oraz na mediach społecznościowych, chociaż nikt ich na oczy nie widział a „wiemy” o ich istnieniu ze średniowiecznych manuskryptów.

Istnieją wyłącznie poszlakowe przesłanki, sugerujące, że przedchrześcijańscy Słowianie posługiwali się systemem pisma, runicznego czy jakiegokolwiek innego. W kronice Thietmara z Merseburga z X wieku wspomniane jest, że w świątyni w Radogoszczy posągi słowiańskich Bogów miały inskrypcje z imionami tychże Bogów. Niestety nie wiemy jaka była treść tych inskrypcji, jakim sposobem i jakim systemem zapisu zostały one wykonane. Możliwe jest, że Słowianie Połabscy użyli runów - systemu pisma zapożyczonego od ich germańskich sąsiadów, ale równie dobrze zastosowany mógł być inny, niealfabetyczny system zapisu: piktogramy, ideogramy lub innego rodzaju symbole graficzne, jak te, które znane są współcześnie z pisanek lub tradycyjnych ukraińskich haftów.

Niedawno świat słowianofilów zelektryzowały doniesienia o odnalezieniu na terenie słowiańskiej osady z VI-VII wieku fragmentu kości z wyrytymi sześcioma z ostatnich ośmiu znaków (ᛏ, ᛒ, ᛖ, ᛗ, ᛞ i ᛟ) alfabetu runicznego futhark starszy. Alfabetyczny układ zidentyfikowanych run oraz potwierdzone mikroskopowo ślady wahania w czasie wycinania znaków na powierzchni kości, sugeruje, że twórczyni lub twórca inskrypcji była/był niedoświadczonym pisarzem, a kość była swego rodzaju pomocą pedagogiczną dla ucznia. Znalezisko dokonane na stanowisku archeologicznym Břeclav-Lány nie pozostawia wątpliwości, że pośród przedchrześcijańskich Słowian żyła przynajmniej jedna osoba znająca pismo runiczne (nauczyciel) oraz przynajmniej jedna ucząca się tego systemu pisma, nie jest natomiast możliwe do stwierdzenia z pewnością, czy te osoby były pochodzenia słowiańskiego, czy też germańskiego.

Brak jakichkolwiek dowodów na istnienie „słowiańskich” run nie wydaje się stanowić najmniejszej przeszkody dla różnego typu „badaczy” czy propagatorów starożytnych słowiańskich mądrości. Ostatnimi czasy jak grzyby po deszczu pojawiają się książki, artykuły, posty czy filmy na YouTubie traktujące o słowiańskich runach, przede wszystkim w kontekście magii, rytuałów lub wróżb. Pół biedy, jeśli twórcy (a raczej tfurcy) tych „dzieł” gotowi są udostępniać swoje materiały za darmo. Niestety, wielu z nich używa mitycznych „słowiańskich” runów w celach zarobkowych, namawiam więc wszystkich zainteresowanych kupnem tego typu pozycji do natychmiastowego porzucenia tegoż zainteresowania. No, chyba że ktoś lubi wyrzucać pieniądze w błoto.

Drzewo genealogiczne słowiańskich Bogów

Po nieporozumieniach i mitach czas przejść do bzdur, takich jak bijące rekordy popularności (szczęśliwie głównie pośród angielskojęzycznych Rodzimowierców) rozbudowane rodzinne koneksje i waśni słowiańskich Bogów. Od Brandona Noble przez Patricię Woodroof po Survive the Jive (kanał na Youtubie), stopień rozbudowania tych koneksji i waśni zdaje się odwrotnie proporcjonalny do znajomości słowiańskiej kultury, tradycji a także jakiegokolwiek słowiańskiego języka. W imię autopromocji, zbierania lajków i (oczywiście) zwiększenia sprzedaży, tfurcy słowiańskich bzdur opisują barwne dzieje „odwiecznego” konfliktu pomiędzy Perunem i Welesem, burzliwe perypetie monogamicznych małżeństw słowiańskich Bogów oraz losy dzieci zrodzonych z tychże małżeństw. Z moich obserwacji wynika, że pośród propagatorów tych bzdur prym wiodą angielskojęzyczni „słowianofile”, najczęściej inspirowani mitologią nordycką, ale słowiańskich autorów tego typu bredni również można znaleźć, niestety, również na polskojęzycznych półkach Empiku.

Problem z Bogami przedchrześcijańskich Słowian polega na tym, że bardzo, bardzo niewiele wiemy o Nich na pewno. Jak wielokrotnie zaznaczałam na stronach bloga Witii, źródła dotyczące religii naszych przodków są skąpe, źródła bezpośrednie nie istnieją, a o słowiańskiej teologii wiemy jeszcze mniej, niż o religii. W kronikach zachowały się imiona niektórych Bogów (np. Perun, Weles, Mokosz, Daźbog, Swarożyc, Siwa/Żywia, Trzygław, Strzybog), niektóre z tych imion potwierdzić można lingwistycznie lub poprzez analizę folkloru. O niektórych słowiańskich Bogach wiemy tylko tyle, że istnieli, lecz nie znamy Ich imion – źródła historyczne (np. „Historia Wojen” Prokopiusza z Cezarei) wspominają Ich bezimiennie. Inne kroniki, jak na przykład Kronika Czechów pisze o Bogach Słowiańskich używając tak zawanej interpretatio romana, to znaczy identyfikując słowiańskich Bogów z Ich (jak jest zakładane) rzymskimi odpowiednikami. Stąd wiemy, że pośród Słowian zachodnich składano ofiary Bogom podobnym do rzymskiego Jowisza, Marsa, Bellony oraz Ceres. W mitologii rzymskiej Bogów tych łączą więzy krwi, ale nie sposób powiedzieć, czy ta sama sytuacji odnosiła się do Ich słowiańskich „wersji”.

Jeśli chodzi o małżeństwa, południowo-słowiański folklor sugeruje, że być może (jedną z?) żon Peruna była Perperuna albo Dodola, ale teoria ta wysuwana jest tylko przez niektórych badaczy, a są tacy, którzy zupełnie się z nią nie zgadzają. Nieco „lepiej” ma się sytuacja z więzami krwi. „Powieść minionych lat” wspomina pokrewieństwo pomiędzy Dadźbogiem (syn) i Swarogiem (ojciec), a analiza lingwistyczna (patronimiczny przyrostek -yc) sugeruje taką sama relację krwi pomiędzy Swarożycem (syn) i Swarogiem (ojciec). I to mniej więcej wszystko.

Na temat monogamicznych małżeństw Bogów Słowian źródła historyczne nie wspominają nic, a wszelkie inne źródła dotyczące przedchrześcijańskich Słowian sugerują, że takie boskie małżeństwa byłyby mało prawdopodobne. Wiemy, że pośród naszych wczesnośredniowiecznych przodków poligamia była całkowicie dopuszczalna, a posiadanie wielu żon było swego rodzaju symbolem statusu. Trudno więc uwierzyć, że Bogowie Słowian, jakby nie było z definicji żyjący w dostatku i bogactwie, decydowaliby się na posiadanie tylko jednej żony, jeśli – będąc Bogami – niewątpliwie stać Ich było na więcej.

Źródła historyczne czy folklorystyczne nie potwierdzają również wszelkiego rodzaju odwiecznych waśni czy bojów pomiędzy słowiańskimi Bogami, o których z takim zapałem opowiadają fejkloryści. Wręcz przeciwnie, gdziekolwiek nie spojrzymy, czy to na zachowane w folklorze słowiańskie mity o stworzeniu świata, czy to na źródła pisane, słowiańscy Bogowie zdają się współpracować raczej, a nie walczyć. W zasadzie w każdym micie o stworzeniu świata występują dwie postaci (Diabeł i Bóg, lub, na przykład dwa gołębie) pracujące razem nad stworzeniem świata, a raczej – ziemi. Nie można bowiem nie zauważyć, że w czasie opisywanego w folklorze tworzenia lądu, na świecie istnieją już podstawowe elementy, takie jak woda (z której ląd jest wyłaniany), piasek (z którego powstaje ziemia) czy też kamienie (z których tworzone jest niebo). Mamy więc nie tylko współpracujących Bogów, ale również elementy (woda, piasek, kamienie) które zdają się być przynajmniej tak stare jak Bogowie i bynajmniej nie przez Nich stworzone. Ponadto nie można podejrzewać jakichś głębokich waśni pomiędzy, na przykład Perunem i Welesem, jeśli, jak podaje „Powieść minionych lat”, traktat pokojowy pomiędzy Bizancjum i Rusią zaprzysiężony był (po stronie Rusi) na Peruna i Welesa jednocześnie. Jeśli Bogowie ci pozostawaliby by w jakiejś odwiecznej waśni, nasi przodkowie nie przyzywaliby Ich na świadków jednej i tej samej przysięgi!

Księga Welesa, Słowiańsko-Aryjskie Wedy

Księga Welesa jest chyba największą bzdurą funkcjonującą w ramach fajklorowego uniwersum współczesnych Słowian. Księga ta, rzekomo zapisana na drewnianych tabliczkach, rzekomo „odkryta” w 1919 roku w okolicach ukraińskiej miejscowości Wełykyj Burłuk. „Oryginał” Księgi Welesa nie przetrwał II wojny światowej, dlatego też jedyną dostępną badaczom formą tej księgi są fotografie drewnianych tabliczek wykonane jakoby w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Jednak treść tych  tabliczek jest na tyle bzdurna, że same fotografie wystarczyły językoznawcom i historykom aby bez cienia wątpliwości zakwalifikować Księgę Welesa jako falsyfikat.

Niestety, jak to w dzisiejszych czasach bywa, naukowcy swoje, a ludzie i tak wiedzą lepiej. Na tej samej anty-naukowej fali, na której powracają niedawno niemal weeradykowane choroby jak świnka, krztusiec czy choroba Heinego-Medina, popłynęła i Księga Welesa. Kilka neopogańskich, słowiańskich sekt (np. RUNVira, Ingliści)  przyjęło ją jako swoja świętą księgę. Oprócz Księgi Welesa, wspomniani Ingliści jako świętej księgi używają również Słowiańsko-Aryjskich Wed, które rzekomo przekazane zostały od czasów antycznych do współczesności przez pokolenia Sybiraków. Słowiańsko-Aryjskie Wedy napisane są „antycznymi” słowiańsko-aryjskimi runami (o których bzdurności było już wyżej). Żeby było śmieszniej Ingliści twierdzą również, że słowiańskie Wedy z Syberii były też pierwowzorem nordyckich Edd. Co jednak jest najbardziej przerażające w odniesieniu do obu tych „dzieł”, to fakt, że używane są one, aby nauczać, na przykład, że kobieta nie może przeżyć bez opieki i wsparcia „męskiej” siły, że rodzenie dzieci przedłuża kobietom życie, że nie-prokreacyjny seks jest grzechem a związki z nie-słowiańskimi partnerami zanieczyszczają duszę Słowianina lub Słowianki.

Koncepcjami charakterystycznymi dla Księgi Welesa są Jawia (świat nadprzyrodzony) i Prawia (świat śmiertelników). Koncepcjami typowymi dla Słowiańsko-Aryjski Wed jest czystość rasowa, wstrzemięźliwość seksualna oraz, coraz bardziej popularna w Polsce, słowiańska gimnastyka, bazująca na inglijskiej słowiańskiej jodze. Jako ciekawostkę podam tutaj, że słowiańska gimnastyka promowana jest jako tradycyjna słowiańska forma gimnastyki, której kobieca wersja ma pomóc „wpłynąć w określony sposób na układ hormonalny” oraz sprawić, że „ciało stanie się kobiece w sposób przewidziany przez naturę”. Pomijając fakt, że „tradycyjne” Słowianki czy Słowianie nie mieli czasu ani potrzeby się gimnastykować, bo musieli pracować w polu albo, na przykład, polować, pozwolę sobie zwrócić uwagę na typowo „słowiańsko-aryjskie” koncepcje kobiety, która, aby być naturalną kobietą, musi coś ze sobą zrobić, bo inaczej nie będzie naturalna.

Jakby nie było – słysząc o Jawii, Prawii, czystości rasowej, czy konieczności zmiany swojego ciała, żeby być naturalnym (bo samemu z siebie naturalnym, jak widać, nie da się być) – warto być świadomym, że obcuje się z komercyjnym słowiańskiem fajklorem i, jeśli to możliwe, tematu unikać jak ognia.

 

Podsumowując temat fejkoru warto jest zapoznać się z pięknym słowiańskim słowem istina, które funkcjonuje we oryginalnym znaczeniu wielu współczesnych językach słowiańskich, jak na przykład rosyjskim, serbskim (истина), czy ukraińskim (істина) , które w języku polskim zachowało się jako „istota” (np. istota rzeczy), ale w staropolskim używane było jeszcze w formie istność. Istina lub istność to więcej niż prawda. To rzeczywistość, to, co istnieje, swego rodzaju niepodważalna i niekwestionowalna istota bytu. Istnością współczesnej Rodzimej Wiary jest brak źródeł, brak informacji i brak pewnej wiedzy na temat, na przykład, Bogów naszych przodków. Jako Słowianie, z szacunku dla tradycji naszych przodków, powinniśmy tę istność zaakceptować, jako to, co jest. Dorabianie brakujących elementów poprzez wymyślanie niezgodnych z istiną bzdur nie jest odtwarzaniem słowiańskich tradycji, ale tworzeniem nie-słowiańskich konstruktów, które fałszują przekazywaną przez pokolenia mądrość naszych przodków, poprzez na przykład wprowadzanie elementów monogamii, antagonizmu czy czystości rasowej tam, gdzie tych elementów nie ma i nie było.

Siłą słowiańskiej tradycji jest to, że pomimo intensywnego wykrzewiania i chrystanizacji, przekazywana była ona z pokolenia na pokolenie przez stulecia. Oznacza to, że elementy tej tradycji pomagały pokoleniom naszych przodków przetrwać, zrozumieć świat, budować trwałe więzi międzyludzkie i obcować ze światem (również nadprzyrodzonym) w sposób owocny, umożliwiający wzrost i budowanie dobrobytu. Nasi przodkowie przechowali dla nas to, co istotne – nie pozwólmy temu umrzeć ani pogrążyć się w zapomnieniu. I przede wszystkim – doceńmy to i ceńmy wyżej, niż fajklorowe nieporozumienia, mity i oczywiste bzdury.

Sława!

 

Bibliografia

W. Brożyna „Ręce Swaroga. Germańska symbolika w służbie słowiańskiego rodzimowierstwa”

J.A. Alvares-Pedrosa „Sources of Slavic pre-Christian Religion”

J. Macháček, R. Nedoma, P. Dreslera, I. Schulz, E. Lagonik, S. Johnson, L. Kaňáková, A. Slámová, B. Llamas, D. Wegmann, Z. Hofmanová “Runes from Lány (Czech Republic) – The oldest inscription among Slavs. A new standard for multidisciplinary analysis of runic bones”

A. Szyjewski „Religia Słowian”

K. Aitamurto “Paganism, Traditionalism, Nationalism: Narratives of Russian Rodnoverie”

Magda Lewandowska9 Comments