Tęczo-fobia, czyli słów kilka o mocy słowiańskiej tęczy

Nienormatywność dotycząca orientacji seksualnej oraz płci (zarówno biologicznej jak i kulturowej) towarzyszy ludzkości od zarania dziejów. Gdziekolwiek nie spojrzymy, w zasadzie w każdej kulturze stworzonej przez człowieka, obok dominującej „normy” (jednoznacznie określona płeć biologiczna, auto-identyfikacja z własną płcią biologiczną oraz heteroseksualna orientacja seksualna) występowały i występują jednostki, odbiegające od „normy” czy to pod względem orientacji seksualnej, czy identyfikacji płciowej, czy też płci biologicznej (interpłciowość). Tak więc, można powiedzieć, istnienie nienormatywnych jednostek jest swego rodzaju normą w historii ludzkości. To, co normą nie jest (i nigdy nie było) to sposób w jaki społeczeństwo odnosi się do nienormatywnych jednostek. I to właśnie zagadnienie będziemy rozważać w tym poście. Nie: czy pośród przedchrześcijańskich Słowian istniały osoby LGTB (bo to wiadomo na pewno), ale: jak nasi przodkowie odnosili się do tych osób?

Średniowieczna płeć

Zanim zaczniemy rozważać zagadnienie percepcji nienormatywnych (pod względem płci, identyfikacji płciowej lub orientacji seksualnej)  jednostek w czasach naszych przodków musimy zdefiniować jak przed-chrześcijańscy Słowianie widzieli płeć biologiczną i kulturową, co z kolei będzie nam niezbędne do określenia homo- lub heteroseksualnej orientacji.

W dzisiejszych czasach istnieje zadziwiająco dużo definicji oraz sposobów określania płci. Niektórzy badacze (głównie „starej szkoły”) twierdzą, że płeć biologiczna i kulturowa to jedno i to samo, inni, że to dwa zupełnie inne pojęcia, a jeszcze inni, że płeć kulturowa jest reliktem patriarchatu i jako taka powinna zostać obalona. Z drugiej strony niektórzy ideolodzy próbują udowodnić, że płeć biologiczna jest konstruktem społecznym a jedynym możliwym sposobem określenia płci jest odkrycie jej wewnątrz swojej duszy i oznajmienie jej światu. To właśnie ta ostatnia grupa odpowiedzialna jest za stworzenia pojęcia „przypisanie płci”, które polega na odgórnym narzuceniu płci dziecka na podstawie zewnętrznych narządów płciowych, a nie, jak to powinno (oczywiście „powinno” według tych ideologów) mieć miejsce, na podstawie samookreślenia płci przez noworodka.

Szczęśliwie nie ma najmniejszych powodów, aby przypuszczać, że nasi przodkowie (nie tylko przed-chrześcijańscy Słowianie, ale w ogóle wszyscy przodkowie do pierwszej połowy XX wieku, kiedy to zaczęły powstawać teorie płci kulturowej) mieli znaczące problemy z określeniem płci – swojej czy też swoich dzieci. Ludzkość jako gatunek cechuje się dymorfizmem płciowym, co oznacza, że istnieją wyraźne i oczywiste różnice pomiędzy wyglądem zewnętrznym męskich i żeńskich osobników. Statystyki podpowiadają nam, że zaledwie u 0,02-0.05% noworodków ludzkich zewnętrzne narządy płciowe wyglądają niejednoznacznie. Oznacza to, że określenie płci dziecka na podstawie genitaliów jest trafne w 99.98 – 99.95% przypadków. Dla porównania: jeden z popularnych domowych testów ciążowych daje trafny wynik w 98.4% przypadków. Dla jeszcze lepszego porównania: mukowiscydoza, bardzo poważna choroba genetyczna diagnozowana jest u około 0,03% noworodków. Ilu z was spotkało (twarzą w twarz, nie online) kiedykolwiek osobę dotkniętą mukowiscdozą? No właśnie. Nasi przodkowie mniej więcej tak samo często widywali noworodki o niejednoznacznym wyglądzie zewnętrznych narządów płciowych.

Oczywiście zewnętrzne narządy płciowe to nie wszystko. Istnieją zaburzenia rozwoju płci, które manifestują się dopiero po jakimś czasie od narodzin, na przykład w okresie dojrzewania. Współcześnie znane jest kilka takich zaburzeń, ale zdiagnozowanie większości z nich wymaga badań, które nie były dostępne naszym przodkom. Jednym z nielicznych wyjątków są tu niektóre formy niedoboru 5α-reduktazy, które u dziewczynek mogą powodować obojnaczy wygląd zewnętrznych narządów płciowych po urodzeniu z wyraźną maskulinizacją ciała w okresie dojrzewania płciowego. Poza nielicznymi rodzinami w Dominikanie, Papui Nowej Gwinei i Turcji (w których ewidentnie doszło do kojarzenia krewniaczego) niedobór 5α-reduktazy występuje jednak tak rzadko, że nie znana jest nawet częstotliwość występowania tego zaburzenia.

Ocenia się, że we wczesnym średniowieczu populacja Europy środkowej liczyła około 2,2 miliona. Populacja Europy wschodniej za czasów naszych przodków jest trudniejsza do oceny – w zależności od sposobu kalkulacji szacuje się ją na pomiędzy 3 i 10 milionów. Oczywiście przedchrześcijańscy Słowianie nie byli jedynymi mieszkańcami tych dwóch regionów, ale załóżmy, bardzo optymistycznie, że stanowili połowę populacji. Biorąc pod uwagę częstotliwość występowania obojnaczego wyglądu zewnętrznych narządów płciowych u ludzi (0,02-0,05%) praz szacowaną liczebność przed-chrześcijańskich Słowian nietrudno wyliczyć, że na ziemiach zamieszkanych przez naszych przodków w okresie wczesnego Średniowiecza żyło nie więcej niż 1220-3050 ludzi o nieokreślonej płci biologicznej. Zatem, w dalszym moich rozważaniach, o ile nie określę tego wyraźnie, będę skupiać się na milionach ewidentnie dymorficznych płciowo Słowian, którzy nie mieli najmniejszych wątpliwości odnośnie do swojej (oraz innych) biologicznej płci.

Słowiańska teoria gender

Koncepcja gender – czyli płci kulturowej lub kulturowo-społecznej stworzona została na potrzeby nauk społecznych i humanistycznych, próbujących opisać, zbadać i zinterpretować zmiany społeczno-kulturowe zachodzące w społeczeństwach zachodnich w drugiej połowie XX wieku. Koncepcja ta okazała się jednak na tyle chwytliwa i popularna, że dość szybko zyskała miano dyscypliny naukowej, pomimo tego, że (o ile wiem) do tej pory nie powstała nawet spójna i szeroko uznawana definicja i teoria gender, a niektórzy twierdzą nawet, że gender (czyli płeć kulturowa) jest tym samym czym płeć biologiczna. Stąd, na przykład, jak regularnie przypomina mi Twitter, współcześnie możliwe jest, że biologiczny (genetycznie i fenotypowo) mężczyzna, odczuwający romantyczny i seksualny pociąg do biologicznych kobiet może samo-zidentyfikować się jako kobieta i w ten sposób zostać lesbijką.

Szczęśliwie pomysł równoważności płci biologicznej i kulturowej nie był znany naszym przodkom – nie tylko przedchrześcijańskim, ale w ogóle wszystkim (bo pomysł ten zrodził się zaledwie kilka-kilkanaście lat temu), w związku z tym w dzisiejszych rozważaniach nie będę brała pod uwagę mężczyzn-lesbijek, a za podstawę do określenia płci kulturowej i orientacji seksualnej będę używać li i jedynie płci biologicznej, czyli wyrażonej fenotypowo, jednoznacznej prezentacji ludzi z chromosomami XX (kobieta) i XY (mężczyzna).

Jak pisałam w poprzednich dwóch postach we wspólnotach naszych przodków pozycja i role społeczne kobiet i mężczyzn nie różniły się tak znacznie, jak ma to miejsce w społeczeństwach zbudowanych na bazie ideologii judeochrześcijańskich. Odpowiednia płeć biologiczna wymagana była do podjęcia funkcji męża/ojca, żony/matki i (najprawdopodobniej) akuszerki (baba), a wszelkie pozostałe funkcje niezbędne do zdrowego funkcjonowania i rozwoju społeczeństwa podejmowane były przez tych członków wspólnoty, którzy mieli odpowiednie zdolności, chęci, motywacje czy potrzeby. Tak więc, na przykład, obroną społeczności zajmowali się zarówno mężczyźni, jak i kobiety, uprawą roli podobnie (a w żniwach uczestniczyli wszyscy). Czynności związane z rzemieślnictwem również podejmowane były przez obie płcie oraz wszystkie grupy wiekowe, czego najlepszym przykładem jest produkcja tkanin. W procesie uzyskiwania zarówno lnu, jak i wełny wymagana była współpraca w zasadzie wszystkich członków społeczeństwa, zaczynając od przygotowania pól (pod posiew lnu) i pastwisk, uprawę/hodowlę (dzieciom nierzadko powierzano pilnowanie owiec), przez uzyskiwanie surowca, po jego obróbkę (bielenie, przędzenie) i ostateczną produkcję (tkanie, zdobienie, barwienie). Funkcje duchowe/religijne podejmowane były przez obie płcie, podobnie jak funkcje przywódcze.

Współcześnie jedną z bardziej istotnych elementów gender jest sposób ubierania. Element ten zdaje się tak ważny, że preferencje do noszenia spodni lub spódnicy/sukienki używane są obecnie jako jeden z kryteriów oceny identyfikacji płciowej jednostki. Niestety, ze względu na wszechobecną i często nieuświadomioną stereotypową interpretację „męskich” (spodnie) i „kobiecych” (sukienka) stylów ubierania, źródła archeologiczne utrudniają obiektywną ocenę typów ubrań noszonych przez naszych przodków. Współcześnie wszystkie „męskie” typy ubrań interpretowane są przez archeologów jako należące do mężczyzny, nawet, jeśli szkielet, na którym te ubrania zostały znalezione ewidentnie jest szkieletem kobiety (taka sytuacja miała miejsce w przypadku wojowniczki z Birki). Jednakże źródła historyczne sugerują, że słowiańskie kobiety-wojowniczki ubierały się podobnie jak męscy wojownicy. Na przykład w czasie oblężenia Dorolostonu żeńska płeć niektórych wojowników odkryta została dopiero po inspekcji ciał, co sugeruje, że zarówno kobiety jak i mężczyźni stawali do walki odziani w podobny sposób. Tak więc możliwe, a nawet wysoko prawdopodobne jest, że w społeczeństwie naszych przodków sposób ubierania się zależał również od wypełnianych funkcji/zadań, a nie wyłącznie (a może nawet wcale) od płci.

Inne, coraz częściej używane współcześnie kryterium oceny płci dziecka to jego preferencje w sposobie zabawy i wyborze zabawek. Niestety, analiza tego zagadnienia w odniesieniu do przedchrześcijańskich Słowian nie jest możliwa. O ile w czasie odkryć archeologicznych znajdowane są niekiedy przedmioty identyfikowane jako (prawdopodobnie) zabawki dziecięce, o tyle zaklasyfikowanie tych zabawek jako dziewczęce lub chłopięce spotyka się z tym samym problemem, który doprowadził do opisania szkieletu z kobiecą miednicą jako szkieletu męskiego wojownika. Archeolodzy interpretują znaleziska poprzez pryzmat judeochrześcijańskich ścisłych norm binarności, bezrefleksyjnie zakładając, że wyłącznie chłopcy bawią się nożami, mieczami czy konikami, a wyłącznie dziewczynki – lalkami.

Diagnoza nie-normatywności

Współcześnie istnieje wiele „przewodników” (rzekomo) umożliwiających określenie płci, z którą identyfikuje się dana osoba (dorosła lub dziecko). Przewodniki te bazują na odkrywaniu życia wewnętrznego jednostki poprzez analizę preferencji, cech i zachowań tej jednostki. Tak więc dzieci czy też osoby dorosłe z preferencją do „typowo” kobiecych (według judeochrześcijańskich standardów) ubrań, zainteresowań, typów interakcji międzyludzkich czy romantycznych partnerów, według wytycznych tych „przewodników” nazywane są kobietami. Nawet jeśli płeć biologiczna tych osób jest męska. Na tej samej zasadzie interpretowane są „męskie” preferencje czy cechy dziewcząt i kobiet, które nazywane są mężczyznami. W ten właśnie sposób doszło niedawno to trans-identyfikacji postaci historycznych takich jak Margaret Bulkley czy Valerie Arkell-Smith. Zarówno Bulkey jak i Arkell-Smith były biologicznymi kobietami (Arkell-Smith urodziła nawet dwójkę dzieci), świadomymi swojej płci i identyfikującymi się z nią (co jest oczywiste po lekturze źródeł historycznych). Obie te, jak to się teraz mówi, cis-kobiety podjęły decyzję, aby żyć jako mężczyźni po to, aby realizować się w wybranych karierach (odpowiednio lekarza i właściciela ziemskiego/biznesmana/polityka) i właśnie z tego powodu obecnie „identyfikuje” się je jako trans-mężczyźni. Cechy takie jak ambicja, zaradność, odwaga i skłonność do ryzyka, zachowania takie jak noszenie spodni czy romanse z kobietami interpretowane są jako cechy „męskie”, stąd wszelkie osoby wykazujące się tymi cechami są, z „definicji” mężczyznami.
Z braku miejsca nie będę wgłębiać się w analizę poziomu nie-normatywności współczesnych trendów w „diagnostyce” płci. Trendów, które zdają się raczej potwierdzać istniejące „normy” (posiadanie „męskich” cech czyni kobietę mężczyzną), zamiast je obalać (czyli pozwolić kobietom na prezentowanie „męskich” cech). Pozwolę sobie tylko obiecać, że jeśli kiedykolwiek ktokolwiek dojdzie do wniosku, że Dziewczęca Wojna była wojną trans-chłopców, a krakowska Nawojka była trans-mężczyzną, to na pewno znajdzie się miejsce na blogu Witii na bardzo wiele niewybrednych słów na ten temat.

Wracając jednak do przedchrześcijańskich Słowian i ich stosunku do nienormatywności. Biorąc pod uwagę odmienną (niż na współczesnym zachodzie) strukturę społeczeństwa naszych przodków nie może być wątpliwości, że normatywność tudzież nie-normatywność widziana była zupełnie inaczej. Rzeczy, które we wczesnym średniowieczu były zupełnie normalne, w naszych czasach są nielegalne, ścigane z urzędu albo w najlepszym wypadku uważane ze niewłaściwe. Do rzeczy takich należą: praca dzieci, małżeństwa i ciąże nastolatków, kary cielesne (włączając amputacje, nie tylko kończyn, ale również zewnętrznych narządów płciowych), kontrola urodzin poprzez dzieciobójstwo, rytualne zabijanie ludzi (na ofiary Bogom), albo, na przykład sankcjonowane tradycją samobójstwa (np. wojowników w obliczu pewnej porażki na polu walki).

Zacznijmy od pracy dzieci. Jeśli spojrzymy na sytuację dzieci w krajach, nazywanych na zachodzie nierozwiniętymi, szybko uświadomimy sobie, że sytuacja ta jest nie tylko zła, ale również najprawdopodobniej zbliżona do sytuacji dzieci we wczesnym średniowieczu. Współcześnie większość pracujących dzieci pracuje w gospodarstwach rolnych i rozpoczyna pracę w wieku nawet 5 lat. Niestety (co, nie ukrywam, już mnie nie dziwi, ale irytuje cały czas) statystyki dotyczące pracy (nie tylko dzieci, ale pracy w ogóle) nie uwzględniają pracy wykonywanej w domu lub gospodarstwie przydomowym, w związku z tym dane dotyczące pracy dzieci nie uwzględniają pracy najczęściej wykonywanej przez kobiety i dziewczęta, również te najmłodsze. Przyczyn pracy dzieci jest wiele, ale do głównych należą: bieda, brak dostępu do edukacji i brak dostępu do nowoczesnych technologii rolniczych. Wszystkie te elementy były normą we wczesnym średniowieczu, tak więc nie może być żadnych wątpliwości, że dzieci naszych przedchrześcijańskich przodków pracowały, czy to na roli, czy w domu, od najmłodszego wieku.

Wieloletnie badania nienormatywnych (pod względem orientacji płciowej lub identyfikacji seksualnej) osób wskazują, że nienormatywność tychże osób manifestuje się wcześnie w dzieciństwie, w wieku kilku lat. Wiadomo, że preferencje do zabaw, ubrań czy zachowań typowych (we współczesnej kulturze zachodu) dla przeciwnej płci obserwowane są dużo częściej pośród dzieci, które po osiągnięciu dojrzałości płciowej wykazują inna niż heteroseksualną orientację lub też (dużo rzadziej) autoidentyfikację z płcią odmienną niż biologiczna. Problem w zastosowaniu tej wiedzy do przedchrześcijańskich Słowian polega na tym, że dzieci w czasach naszych przodków miały zupełnie inne doświadczenie dzieciństwa, niż ma to miejsce obecnie. Dzieci naszych przodków nie chodziły do przedszkola, ale pracowały w gospodarstwie i w domu. Nie miały szerokiego asortymentu zabawek do wyboru, ale bawiły się tym, co było dostępne (np. kij, kamyk, sznurek) i w czasie, kiedy nie miały nic innego do zrobienia (znaczy rzadko). Nie miały możliwości preferowania zajęć czy zainteresowań „typowych” dla jednej płci, ponieważ nikt nie pytał ich, co preferują, tylko oczekiwano od nich robienia tego, co trzeba było zrobić. A jeśli jakieś dziecko nie chciało wykonywać zleconych zadań – podejrzewano u niego wpływ demoniczny usiłowano „wyleczyć” ten wpływ karami cielesnymi.

Kogo kochasz, kogo lubisz?

Jeśli więc społeczeństwo przedchrześcijańskich Słowian nie było tak „zgenderyzowane” jak współczesny świat zachodu, a dzieci nie miały możliwości wyrażania zachowań nieheteronormatywnych we wczesnym dzieciństwie, w jaki sposób ujawniała się nieheteroseksualna orientacja czy też nienormatywna identyfikacja płciowa naszych przodków?

Aby odpowiedzieć na to pytanie proponuję przeprowadzenie eksperymentu myślowego. Wyobraźcie sobie nastoletniego homoseksualnego chłopca żyjącego w osadzie przedchrześcijańskich Słowian. Dorastając chłopiec ten ubierał się dokładnie tak samo jak wszystkie inne dzieci: w lnianą tunikę, zimą jakiś kożuszek, a latem biegał na golasa. W ciągu dnia wykonywał dokładnie te same prace, które wykonywały inne dzieci, to znaczy takie, jakie mógł. Jeśli był wystarczająco silny nosił wodę, albo drzewo na opał. Jeśli należał do drobniejszych chłopców wykonywał lżejsze prace w domu i zagrodzie. Być może, jeśli był wyjątkowo odpowiedzialny i potrafił, na przykład strzelać z łuku czy z procy, wysyłano go na pastwiska aby pasać owce.

Jedynym potencjalnie problematycznym elementem jego dzieciństwa mogły być postrzyżyny, które przeprowadzanie były na chłopcach w wieku 7-10 lat. Postrzyżyny były obrzędem inicjacyjnym, symbolicznie kończącym dzieciństwo, w czasie którego ojciec ścinał włosy swojemu synowi i tym sposobem oficjalnie uznawał go za swojego dziedzica. „Dziewczęcą” wersją postrzyżyn były zapleciny, przeprowadzane na dziewczynkach przez albo matkę, albo najstarszą kobietę (lub kobiety) w wiosce. Prawdopodobnie zapleciny przeprowadzane były niedługo przed lub tuż po pierwszej miesiączce, więc u dziewczynek starszych niż 7-10 lat i… I to mniej więcej wszystko, co wiemy o zaplecinach (co, w sumie, nie dziwi, biorąc pod uwagę niemal całkowity brak zainteresowania badaczy sprawami dotyczącymi kobiet). Ponieważ nie jest wiele wiadomo o zaplecinach, nie sposób porównać ich z postrzyżynami i, tym samym, nie jest możliwe aby ocenić jak problematyczne byłyby tego typu rytuały dla dziecka, które ma preferencję do łamania „norm” gender. Niemniej, pomimo tego, że postrzyżyny były obrzędem zarezerwowanym tylko dla jednej płci, był to symbol akceptacji, przyjęcia do rodziny i przynależności, więc mogły one równie dobrze być czymś na co nasz bohater czekał z niecierpliwością, a nie czymś, od czego chciał uciec.

W miarę dorastania, nabierania siły, i osiągania dojrzałości płciowej powierzano naszemu homoseksualnemu Słowianinowi zadania wymagające więcej siły, szybkości czy też wytrzymałości. Ze względu na gigantyczną przewagę w sile, szybkości i wytrzymałość fizycznej, zagwarantowanej mu poprzez wpływ testosteronu (jeśli mi nie wierzycie zapraszam do odwiedzenia strony, gdzie porównywane są osiągnięcia Olimpijek z wynikami zawodów sportowych dla juniorów płci męskiej), większość z tych zadań wykonywane mogły być w sposób sprawny i efektywny wyłącznie (lub prawie wyłącznie) przez innych chłopców. Nasz bohater był zbyt silny i zbyt zdrowy aby zajmować się "tradycyjnymi" zajęciami kobiet, takimi jak tkanie, czy przędzenie, które nie wymagają znacznego wysiłku fizycznego, dlatego wykonywane były przez osoby nie mogące, z różnych przyczyn, wysiłku fizycznego podejmować, czyli przez: ciężarne matki, matki z dzieckiem przy piersi oraz stare kobiety. Osoby, takie jak nasz homoseksualny chłopiec, które były silne były zdrowe i mogły ciężko pracować bez uszczerbku na zdrowiu, musiały wykonywać cięższe prace, jak na przykład oranie, budowanie domów, ścinanie drzew, albo wielodniowe wyprawy myśliwskie.

Widzimy więc, że mieszkańcy wioski naszego chłopca nie mieli najmniejszych powodów aby myśleć, że jest z nim coś nie tak, lub też że jest odmiennej orientacji seksualnej względnie identyfikacji płciowej. Być może nasz bohater wspominał czasami, że wolałby gotować, albo prząść wełnę, ale z pewnością wielu z jego zdrowych i silnych rówieśników również o tym marzyło. Bo kto nie wolałby siedzieć na stołku cały dzień, zamiast w pocie czoła rąbać drzewa w lesie?

Trudno zgadnąć jak jednolita pod względem płciowym była jego silna, szybka, wytrzymała i ciężko pracującą fizycznie grupa rówieśnicza. Nie jest niemożliwe (choć z pewnością zdarzało się to rzadko) że w osadzie naszego bohatera mieszkała również wyjątkowo silna (cis) dziewczyna, lub też osoba interseksualna, na przykład dziewczyna z jedną z form niedoboru 5α-reduktazy (czyli taka, której ciało naturalnie produkowało testosteron). Niemniej ciężko pracującą grupa rówieśnicza naszego bohatera z pewnością składała się głównie z chłopców. Zatem w momencie osiągnięcia dojrzałości płciowej, w czasie kiedy zwykle nastolatkowie dokonują pierwszych eksperymentów seksualnych, nasz bohater otoczony był chłopcami, do których (lub niektórych) odczuwał pociąg płciowy. Oczywiście większość członków jego grupy rówieśniczej również odczuwało pociąg płciowy, tyle że do dziewcząt.

za: J. M. Bailley, L. Diamond “Sexual Orientation, Controversy and Science” [w:] “Psychological Science in the Public Interest”

za: J. M. Bailley, L. Diamond “Sexual Orientation, Controversy and Science” [w:] “Psychological Science in the Public Interest”

Przeprowadzane współcześnie na badania nad ludzką seksualnością wskazują, że około 10% mężczyzn i kobiet miało w przeszłości jakieś nie heteroseksualne doświadczenia. Około 30-60% z tej 10% frakcji populacji pozostają "wierne" nieheteroseksualnej orientacji. Nie zapominajmy bowiem że ludzka orientacja seksualna nie zawsze jest stała i niezmienna przez całe życie. Płynność orientacji seksualnej, zwłaszcza pośród nieheteroseksualnych osób jest dobrze zbadanym i opisanym zjawiskiem (obserwowanym najczęściej u nieheteroseksualnych kobiet). Co z tego wynika? Wynika z tego że nasz homoseksualny Słowianin miał 1 na 10 szansę ścinania drzew z chłopcem otwartym na nieheteroseksualne eksperymenty. Jednakże w 9 na 10 przypadków nasz bohater ze smutkiem i rozczarowaniem obserwował, jak jego koledzy jeden po drugim znajdują sobie dziewczyny gotowe i chętne do podjęcia aktywności seksualnej. A dlaczego te dziewczęta były takie chętne? Bo w społeczeństwach naszych przedchrześcijańskich przodków dziewictwo nie było uznawane za cnotę. Wręcz przeciwnie, o czym dowiadujemi się od al-Bekriego, słowiańskie panny młode, które w czasie nocy poślubnej okazywały się nie mieć wcześniejszych doświadczeń seksualnych, były odrzucane, gdyż uważano, że dziewczyna taka musiała mieć „mało przymiotów”, bo nie udało jej się zwabić żadnego kochanka.

Niewątpliwie nasz Słowianin czuł się samotny i być może niechciany lub też odrzucony. Ale jego odczucia nie były spowodowane kpinami z jego orientacji seksualnej, a jedynie brakiem dostępnych partnerów. Jaki bowiem homoseksualny chłopak zdecydowałby się na podrywanie przyjaciela, o którym wszyscy wiedzą (bo nie może być wątpliwości że we wczesnośredniowiecznej osadzie wszyscy wszystko wiedzieli), że chodzi na siano z Mańką?

Już więc robił nasz bohater? W 9 na 10 przypadkach trudno powiedzieć. Być może decydował się na pozostanie w swojej osadzie i życie w celibacie dopóki nie znajdzie odpowiedniego partnera. Być może wyruszył w świat aby szukać szczęścia gdzieś indziej. Wiemy że populacja niektórych z wczesnośredniowiecznych słowiańskich miast osiągała kilka tysięcy mieszkańców. Większa liczba ludzi zwiększała szansę na znalezienie partnera otwartego na nieheteroseksualne doświadczenia. Za to w jednym na 10 przypadków, w przypadku znalezienia w osadzie chłopca lub mężczyzny otwartego na podjęcie aktywności seksualnej z naszym Słowianinem, orientacja seksualna naszego bohatera stawała się wiadoma dla reszty społeczności. I właśnie tutaj zaczyna poważnie brakować nam źródeł na opisanie konsekwencji tego 1/10 zdarzenia.

Niestety, odnośnie przedchrześcijańskich Słowian o nieheteroseksualnej orientacji jedyne źródła, które posiadamy to zapisane w wczesnośredniowiecznych psałterzach kazania chrześcijańskich księży. Jak możecie się domyślić w kazaniach tych księża nawołują do porzucenia nieheteroseksualnych praktyk, jak również wszelkich innych, pozamałżeńskich kontaktów seksualnych. Jest to, bez wątpienia jakiś argument „za” obecnością i akceptacją nieheteroseksualnych osób w społeczeństwach naszych przodków, jednak z drugiej strony, chrześcijańscy księża wyklinali nieheteronormatywne zachowania od ponad 2000 lat, w każdym czasie i w każdej społeczności. Sceptykom zatem łatwo jest odrzucić tan argument jako mało niespecyficzny w odniesieniu do Słowian. Zatem, aby być bardziej specyficznym, nie pozostaje nam nic innego, niż zacząć posiłkować się zgadywaniem, podpartym możliwie jak najbardziej szeroką wiedzą.

Współcześnie przeprowadzane analizy ekonomiczne wskazują, że zachowania homofobiczne (i ogólnie anty-LGTB) wiążą się z wysokim kosztem ekonomicznym dla społeczeństwa. Oczywiście, większość z tych kosztów, dotyczących strat przemysłu turystycznego, czy kosztów opieki zdrowotnej, nie dotyczy społeczności przedchrześcijańskich Słowian, niemniej koszty takie jak utrata życia, czy spadek wydajności pracy da się jak najbardziej zastosować do analizy warunków wczesnośredniowiecznych. Biorąc pod uwagę, że przedchrześcijańscy Słowianie dobrowolnie i chętnie współpracowali z różnorakimi demonami (o czym pisałam tu), co niektórzy mieli nawet z tymi demonami dzieci (znany z rosyjskich bylin Wołch Wniesławiewicz był synem Marfy Wsiesławiewny i żmija, czyli słowiańskiego smoka), że równie chętnie gościli podróżników i kupców rozmaitych wyznań i kolorów skóry, że ograniczyli prawa Chrześcijan dopiero po tym, jak Chrześcijanie zaczęli niszczyć pogańskie świątynie, trudno mi uwierzyć, że nasi przodkowie odrzuciliby własnego, silnego, zdrowego i sprawnego syna, tylko dlatego, że syn ten woli chodzić na siano z chłopcami. W czasach, kiedy dosłownie wszystko, od produkcji żywności po budowanie domów trzeba było robić ręcznie, trudno mi wyobrazić sobie, że sprawne, silne i gotowe do pracy ręce odrzucane były tylko dlatego, że w wolnym czasie ściskają pośladki „niewłaściwej” płci. No, ale mogę się mylić. Chociaż, szczerze mówiąc, wątpię.

Dziewczyny miały lepiej

Nie wydaje się, żeby sytuacja nieheteroseksualnych Słowianek w czasach naszych przodków różniła się znacznie od sytuacji opisanego wyżej homoseksualnego nastoletniego Słowianina. Jednakże, biorąc pod uwagę wszechobecny brak reprezentacji kobiet we wszelkiego typu badaniach i rozważaniach (nawet pasy bezpieczeństwa w samochodach nie są testowane z kobiecymi manekinami w siedzeniu kierowcy!), wydaje się konieczne poświęcenie chociaż kilku krótkich akapitów wyłącznie dziewczętom i kobietom. Przeprowadźmy więc myślowy eksperyment z nieheteroseksualną wczesnośredniowieczną pogańską Słowianką w roli głównej.

Jak pisałam wyżej dzieciństwo naszej Słowianki było dokładnie takie samo, jak bohatera pierwszego eksperymentu myślowego. Te same ubrania (takie, jakie są pod ręką, lub ich całkowity brak), te same zajęcia (takie, jakie dziecko jest w stanie wykonać). Pierwsze różnice pojawiłyby się dopiero w okresie pokwitania. Wiemy, że nieheteroseksualne osoby od dzieciństwa mają preferencję do zajęć „typowych” dla przeciwnej płci. W tym wypadku nasza bohaterka napotkałaby problem względnej (w porównaniu z przeciętnym chłopcem w okresie pokwitania) słabości fizycznej, wynikającej z braku wpływu testosteronu. Miesiączki również mogłyby stanowić dla niej problem, ale nie koniecznie tak duży (i częsty), jak się może wydawać. W czasach naszych przodków niedożywienie czy wręcz głód były często spotykane, dlatego możliwe jest, że miesiączkowanie u kobiet i dziewcząt nie było tak regularne, jak to ma miejsce w przypadku w większości dobrze odżywionych współczesnych kobiet z tak zwanych krajów rozwiniętych. Niemniej jest możliwe, że naszej Słowiance łatwiej było „wkręcić” się pośród chłopców (niż chłopcu pośród dziewczyny) – kto bowiem odrzuciłby osobę chętną do ciężkiej, fizycznej pracy? Jednak praca pośród chłopców oddalała by naszą Słowiankę od jej obiektów westchnień – innych młodych Słowianek w osadzie. Które, nie zapominajmy, w 9 na 10 przypadków, po pracy spotykały się z chłopcami na sianie.

Co jest warte zasygnalizowania, to dobrze znany fakt, że orientacja nieheteroseksualnych kobiet różni się znacznie od orientacji nieheteroseksualnych mężczyzn. Statystycznie rzecz biorąc nasza Słowianka miałaby większe szanse być biseksualną niż wyłącznie homoseksualną osobą. Oznacza to, że (statystycznie) byłoby jej łatwiej funkcjonować w „tradycyjny” sposób, to znaczy eksperymentować seksualnie z chłopcami (jeśli brak byłoby chętnych dziewczyn) oraz wyjść za mąż i spróbować urodzić dziecko. Jeśli byłaby płodną kobietą mogłaby „uśpić” swoje homoseksualne skłonności, poczekać aż jej mąż weźmie sobie kolejną żonę, z nadzieją, że ta żona też będzie 1/10 kobietą, otwartą na nieheteroseksualne doświadczenia. Względnie nasza bohaterka mogłaby proaktywnie wyszukać zamężnej kobiety z nieheteroseksualnymi skłonnościami i w czasie obchodów Kupały poinstruować jej męża, który wianek wyłowić (o kupalnych wiankach pisałam tu). Jak więc widać sytuacja nieheteroseksualnych dziewcząt w czasach naszych przodków była podobna do sytuacji nieheteroseksualnych chłopców, ale nie była identyczna. Jak się wydaje, przynajmniej w czasach naszych przodków, dziewczyny miały (statystycznie) lepiej!

Tęczowa zmiana płci

O ile nie istnieje wiele źródeł opisujących sytuację nieheteroseksualnych przedchrześcijańskich, pogańskich Słowian, o tyle można znaleźć nieco więcej informacji na temat osób trans- czy interpłciowych*. Wyniki badań etnograficznych wskazują, że zmiana płci nie była obca naszym przodkom, aczkolwiek stosunek do osób, które dokonały zmiany płci, były wyraźnie ambiwalentny.

Zgodnie z przekazem folklorystycznym w tradycji słowiańskiej zmiana płci mogła dokonać się po wypiciu wody z jeziora z którego uprzednio napił się żmij, względnie po połknięciu przez żmija. Żmij, który manifestował się fizycznie pod postacią tęczy, był smokiem i swego rodzaju mostem pomiędzy światem żywych i umarłych. Po połknięciu przez żmija (lub napiciu się tej samej wody, którą pił żmij) żywy był transportowany do świata umarłych, w których mógł nabyć ponadnaturalne moce magiczne, umiejętność zmiany postaci z ludzkiej na zwierzęcą, względnie zmienić płeć. Nie jest niestety wiadome w jaki sposób zdobywane były te moce, czy była to kwestia przypadku, czy też żywa osoba przebywająca w zaświatach mogła w jakiś sposób zadecydować lub zażyczyć sobie posiadania określonych mocy. Niemniej, wiadomo, że zmiana płci była jednym z efektów (lub skutków ubocznych) podróży żmijem do zaświatów.

Żmij (ilustracja autorstwa Małgorzaty Lewandowskiej, z powieści “Zmije”)

Z innych źródeł wiemy, że przedchrześcijańscy Słowianie nie uważali ciała za coś odrębnego od osoby – „właściciela” tegoż ciała. Nie bez kozery głównym obrzędem pogrzebowym przedchrześcijańskich Słowian było całopalenie. Zasadne więc wydaje się podejrzenie, że w czasie procesu zasysania do zaświatów, zassany był człowiek w postaci cielesnej, a nie tylko jego dusza lub duch. Podejrzenie to potwierdzają również wierzenia o zasysaniu przez żmija innych stworzeń, takich jak raki żaby czy ryby, które zasysane były "w całości" a następnie spuszczane na ziemię wraz z deszczem. Znane i opisane są również wierzenia, że żmij/tęcza wysysa z ludzi tylko krew, a nie ich "całych". Możliwe jest więc zatem, że podróż do zaświatów odbywała się nie w postaci cielesnej, ale w postaci duchowej po uprzedniej śmierci z wykrwawienia. Jakby nie było, po zmianie płci (czy też po otrzymaniu mocy magicznych lub umiejętności przemiany w zwierzę), żywy powracał z zaświatów albo w nowym ciele, albo do nowego ciała. Oznacza to, że zamiana płci odbywała się poprzez otrzymanie nowego ciała o przeciwnej niż dotychczasowa płci. Dlatego, wydaje się, jedyna akceptowana przez słowiańską tradycję zmiana płci, to zmiana obejmująca transformację ciała. Z tego z kolei wynika, że współczesne trendy zmiany płci poprzez samo-deklarację i samo-identyfikację z płcią przeciwną, bez jakichkolwiek zmian anatomicznych, z punktu widzenia Rodzimej Wiary mogą być uważane jedynie z zmianę zdania, a nie zmianę płci jako takiej.

Należy tu zaznaczyć, że powyżej opisane wierzenia odnośnie do zmiany płci, przekazywane były etnografom w kontekście przestrogi. Ludzie, którzy dzielili się z etnografami swoją wiedzą na temat lokalnego folkloru, ostrzegali, aby nie pić z jeziora, z którego pił żmii, czy też, aby chować się, kiedy na niebie pojawi się tęcza. Oznacza to, że obawiano się połknięcia przez żmija, zmiany płci, uzyskania mocy magicznych lub uzyskania mocy zmiennokształtności. Co zresztą nie dziwi. Jak już wielokrotnie zaznaczyłam w tym poście zdecydowana większość ludzi ma określoną płeć biologiczną i się z tą płcią w pełni identyfikuje. Tylko niewielki procent ludzkości, również przedchrześcijańskich Słowian, należy/należała do grupy nienormatywnych, która to grupa mogła wierzenia dotyczące żmija uznać za zachętę raczej niż przestrogę.

Tęczo-fobiczne wierzenia cytowane są przez niektórych współczesnych Rodzimowierców jako powód, dla którego nie ma w rodzimej wierze miejsca na osoby transpłciowe. To właśnie ci Rodzimowiercy mówią o „pladze LGBT”, „zarazie LGBT” i namawiają do odrzucenia tej "ideologii". Niemniej, wbrew twierdzeniom tęczo-fobicznych Rodzimowierców, źródła historyczne i etnograficzne wskazują, że czarownicy, zmiennokształtni, zmiennopłciowi czy też w inny sposób dotknięci przez żmija/tęczę ludzie bez większych tarć funkcjonowali w społeczeństwie przedchrześcijańskich Słowian, a nie rzadko nawet uważani byli za pomocnych. Co więcej istniała niewielka grupa osób, dla których interakcje ze żmijem/tęczą nie były groźne. Grupa ta znana była naszym przodkom jako chmurnicy, obłocznicy lub też (bardziej nowocześnie) płanetnicy. Na różnych obszarach Słowiańszczyzny chmurnicy widziani byli inaczej. Czasem opisywani byli jako demony lub potępione dusze, a czasem jako „normalni” (czyli żywi) mężczyźni, obdarzeni mocą kontrolowania pogody. W niektórych przekazach chmurnicy walczyli przeciwko żmijom, a nie niektórych wraz z nimi. Według wierzeń naszych przodków przed burzą chmurnicy byli wciągani do nieba przez tęczę, aby w chmurach walczyć z nadciągającą burzą, a następnie bezpiecznie (i w tej samej formie cielesnej) powrócić na ziemię i kontynuować „normalne” życie pośród zwykłych (czyli nie-magicznych) ludzi, w oczekiwaniu na następną burzę.

Poza transpłciowymi ludźmi Słowianie znali również transpłciowe demony. Najbardziej interesującym z pośród nich był miesięcznik. Miesięcznik był demonem o ludzkiej postaci, którego moc przejawiała się przez regularną, comiesięczną zmianę płci. W każdą pełnię księżyca ciało tego demona zmieniało wygląd z kobiecego na męskie (lub odwrotnie), ale poza tym miesięcznik funkcjonował całkowicie bezproblemowo w społeczności swojej osady/wioski.

Jak więc widzimy stosunek naszych przodków do tęczy/żmija, do indukowanych nimi nadprzyrodzonych przemian oraz do transpłciowych demonów był podobny, jak stosunek naszych przodków do wszelkich innych stworzeń i bytów (nadprzyrodzonych lub nie) czyli ewidentnie utylitarny. Jeśli osoba zmieniona kontaktem z tęczą-żmijem była w stanie służyć społeczności w pozytywny sposób, osoba ta była uznawana za przydatną i akceptowana jako wartościowa jednostka. Z pewnością istniał tu element obawy (jak to miało miejsce z dziadami-lyrnikami, o których pisałam tu) i (jak przypuszczam) dla bezpieczeństwa „normalnych” ludzi osoby obdarzone nadprzyrodzonymi darami funkcjonowały na marginesie raczej, niż w głównym nurcie społeczeństwa, jednak szczerze wątpię, aby ktokolwiek odważał się nazywać te osoby „plagą” czy „zarazą”, zwłaszcza jeśli ich użyteczność (na przykład w leczeniu chorób przy pomocy zabiegów magicznych) została definitywnie potwierdzona.

Pozostaje jeszcze rozważyć wspomnianą na samym początku 0,02-0,05% ludzi, urodzonych z genitaliami o niejednoznacznie męskim lub żeńskim wyglądzie, których płeć (w oczach naszych przodków) nie była możliwa do zdefiniowania. Warto zauważyć, że oprócz tej mniejszości możliwe było również występowanie jednostek dotkniętych jednym z wielu zaburzeń rozwoju płci, które powodują odmienność płci fenotypowej (wyglądu) od płci genetycznej (definiowanej przez posiadanie chromosomów XX lub XY). Przyczyn zaburzeń rozwoju płci u ludzi jest mnóstwo. Wiele z nich powoduje częściową lub całkowitą bezpłodność, identyfikację płciową odmienną od fenotypowej płci (czyli „męskiego” lub „kobiecego” wyglądu zewnętrznych narządów płciowych oraz ogólnej budowy ciała), a rezultatem niektórych z tych chorób mogą być poważne zaburzenia hormonalne, niekiedy prowadzące do śmierci. Nie ma najmniejszych powodów, aby przypuszczać, że ludzie tacy nie rodzili się i nie żyli za czasów naszych przodków. Co natomiast musimy sobie uświadomić, to fakt, że w okresie wczesnego średniowiecza nie istniała ani możliwość zdiagnozowania większości z tych zaburzeń ani możliwość ich leczenia. Nieznana była również istota tych zaburzeń i nie było możliwe, na przykład, genetyczne ustalenie płci. Niewątpliwie ludzie ci uważani byli za odmiennych i, całkiem możliwe, że traktowani, jak na przykład osoby z nadliczbowymi zębami (którzy podejrzewani byli o wampiryzm). W takim wypadku osoby te funkcjonowały całkowicie normalnie w społeczeństwie, być może odnoszono się do niech z nieco większą rewerencją, ale największą uwagę zwracano o zapewnieni odpowiedniego pochówku (o czym pisałam tu). Jest również możliwe, że pozycja osób dotkniętych zaburzeniami rozwoju płci była bardziej podobna pozycji demonów, pół-demonów (jak Wołch Wniesławiewicz z bylin), czarowników, zmiennokształtnych oraz innych osób zmienionych mocą żmija/tęczy.

W kontekście osób trans- i interpłciowych warto również wspomnieć istnienie w języku prasłowiańskim gramatycznej liczby podwójnej, która wyrażała podwójność czy też parzystość. Liczba podwójna miała własne formy gramatyczne z podziałem na rodzaj męski, żeński i nijaki a formy te były odmienne od formy liczby mnogiej, wyrażającej wielokrotność (3 i więcej). Nie jest możliwe ustalenie z całkowitą pewnością do czego była naszym przodkom potrzeba wyrażenia podwójności w sposób jasny, zrozumiały i jednoznaczny. Być może istniały jakieś nieznane/zapomniane współcześnie elementy ich kultury, obyczaju lub religii, które wymagały takiej precyzji. Ale jest również możliwe, że używali liczby podwójnej, aby wyrazić podwójność płci osób od urodzenia, lub poprzez kontakt ze żmijem/tęczą doświadczających stanu inter- lub transpłiowości.

Insze czasy, insza kultura

Współczesna Rodzima Wiara jest religią aktywnie odtwarzaną na podstawie strzępków informacji pozostałych po przedchrześcijańskich Słowianach. Metody stosowane w czasie odtwarzania wierzeń naszych przodków obejmują analizę źródeł historycznych, archeologicznych, etnograficznych, antropologicznych, lingwistycznych, rozmaite metody porównawcze, ale również: zdrowy rozsądek i świadomość, że nie wszystkie dobrze znane nam elementy kultury naszych przodków da się realistycznie odtworzyć w czasach współczesnych. Chociaż doskonale wiemy, że we wczesnym średniowieczu Słowianie składali Bogom ofiary z ludzi, nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie próbował odtworzyć takich rytuałów ofiarnych w ramach praktykowania Rodzimej Wiary w XXI wieku. Podobnie sprawa ma się z ofiarami zakładzinowymi ze zwierząt, z zakopywaniem ciał niemowląt pod progami domów, przebijaniem ciał zmarłych kołkami osikowymi, zarzynaniem zwierząt ofiarnych w czasie rytuałów i piciem ich krwi, albo biciem leniwych dzieci, żeby wypędzić z nich demony. Nikt (mam nadzieję, że nikt!) nie próbuje odtwarzać tych rytuałów, gdyż czasy się zmieniły a wraz z nimi nie tylko obowiązujący system prawny, ale także, a może przede wszystkim, nasz sposób odnoszenia się do zarówno ludzi, jak i zwierząt. Pod wpływem czasu, wydarzeń historycznych i stuleci chrystianizacji zmieniliśmy się również my. Pogański punkt widzenia, nie-antropocentryczne odnoszenie się do świata i jego zasobów, nie-judeochrześcijańskie zasady etyczne – to wszystko jest nam obce i, stając się Rodzimowiercami, wszyscy musimy się tego nauczyć.

Niestety, nie wszyscy współcześnie praktykujący Rodzimowiercy zdają się być otwarci na te lekcje. To właśnie ci rekonstruktorzy, odbierając nienormatywnym pod względem orientacji seksualnej i identyfikacji osobom prawa do wyznawania wiary Słowian, odwołują się (oprócz tęczo-fobii) do „naturalnych praw”, rzekomo opartych na płodności i plenności heteroseksualnych związków. Co zadziwiające, ci sami rekonstruktorzy nie zdają się być w najmniejszym stopniu zainteresowani płodnością hetereseksualnych małżeństw i, pomimo dostępnych testów medycznych, nie nalegają, aby heteroseksualne pary młode przez zawarciem swadźby okazały certyfikat płodności i zobowiązały się do porzucenia wszelkich form antykoncepcji (poza, być może, „tradycyjnym” ziołolecznictwem i dzieciobójstwem). Równie zaskakujący jest fakt, że wspomniani rekonstruktorzy nie zwracają najmniejszej uwagi na to, żeby przed swadźbą dopełniło się dobrze udokumentowane tradycyjne przekazanie wartościowego daru ślubnego dla przyszłej żony. Nie będę nawet rozpisywać się o gościnności, opiece nad starszymi czy nawet trosce o środowisko naturalne, bo te tradycyjnie słowiańskie wartości są regularnie porzucane na rzecz podejrzanie zgodnych z judeo-chrześcijańskimi wierzeniami: codziennymi modlitwami, wznoszeniem świątyń i ołtarzy, promowaniem heteroseksualnych związków i odrzucaniem wszystkiego, co nieheteroseksualne lub związane z nienormatywną identyfikacją płciową.
Z drugiej strony należy zwrócić uwagę, że nienormatywni płciowo Rodzimowiercy również nie pomagają sensownej rekonstrukcji pogańskiej wiary Słowian. Coraz częściej spotyka się bowiem próby wprowadzania do Rodzimej Wiary elementów hinduskich (hidźra), polinezyjskich (fa’afafine) a nawet indiańskich (two-spirit), tak, jakby zanieczyszczenie słowiańskiej kultury judeo-chrześcijańskimi wpływami nie było wystarczające. Jednocześnie niektórzy nienormatywni płciowo słowiańscy poganie zdają się zupełnie zapominać, że teoria gender stworzona została (a raczej – jest tworzona) przez anglojęzycznych aktywistów, zupełnie nieświadomych problemów lingwistycznych jakie napotyka ta teoria w językach tak „zgenderyzowanych” jak języki słowiańskie. Języki słowiańskie bowiem wymagają aby każdy przymiotnik – jak na przykład przymiotnik „niebinarny” – miał zgodną z rzeczownikiem (lub zaimkiem) płeć gramatyczną. Tak więc w językach słowiańskich nie jest możliwe określenie się jako osoba niebinarna, bez jednoczesnego zastosowania płci gramatycznej, co, zdaje się czynić płonnymi wszelkie próby prezentacji niebinarności. Co niepokoi mnie najbardziej, to fakt, że (zwłaszcza anglojęzyczni) Rodzimowiercy lub też słowiańscy poganie usiłują przyjąć i kultywować tradycję Słowian bez szacunku i uwagi dla języka – jednego z fundamentalnych i nieodłącznych elementów kultury. Dlatego też, proponowałabym aby, zamiast kłócić się i obrażać na „seksistowskich” badaczy kultury Słowian, niebinarni wyznawcy Rodzimej Wiary zabrali się za bardziej konstruktywne i lepiej służące społeczności Rodzimowierców działania, jak na przykład, badanie lingwistyczne poświęcone rekonstrukcji liczny podwójnej w językach słowiańskich.

 

Sława!


Bibliografia:

H. Joyce „Trans. When ideology meets reality”

H. Kitsikopoulos “Agrarian Change and Crisis in Europe, 1200–1500”

C. Criado Perez “Invisible Women”

J. M. Bailley, L. Diamond “Sexual Orientation, Controversy and Science” [w:] “Psychological Science in the Public Interest”

K. Matýas, "Nasze sioło" [w:] "Wisła" t. VII,

A. Szyjewski, "Religia Słowian",

K. Moszyński, "Kultura ludowa Słowian", t. II "Kultura duchowa"

M. Białous „Fenomen religii Prasłowian”

„Ibrahim ibn Jakub i Tadeusz Kowalski w sześćdziesiątą rocznicę edycji”, pod red. Andrzeja Zaborskiego,

J. A. Alvares-Pedrosa „Sources of Slavic Pre-Christian Religion”

P. Zych, W. Vargas „Bestiariusz Słowiański”


* osoba transpłciowa to osoba, której identyfikacja płciowa jest odmienna od jej, wyraźnie określonej płci biologicznej, a osoba interpłciowa to osoba, której płeć biologiczna nie jest lub nie może być wyraźnie i jednoznacznie określona. Osoba interpłciowa może, na przykład, zewnętrznie wyglądać jak jedna płeć, ale mieć gonady odmiennej płci, lub mieć gonady obu płci, lub też mieć ovotestis, czyli organ płciowy o cechach zarówno jajników i jąder.