„Rodzime” bezdroża pogańskiej wiary

Na fali popularności religii i wierzeń pogańskich coraz częściej dają się słyszeć głosy kapłanów i kapłanek tychże religii lub wierzeń, tłumaczących pogańskie wierzenia na potrzeby mniej uduchowionych wyznawców. Nie inaczej sprawa ma się z żercami – kapłanami Rodzimej Wiary. Niestety głosy żerców (w szalonej większości – co niespodzianką, niestety nie jest - mężczyzn) bardzo rzadko niosą pogańskie idee, a dużo częściej brzmią jak żywcem wzięte z ambon katolickich kościołów. Dlatego też dziś postanowiłam przeanalizować wywiad Dawidem Zbigniewem Walkowiakiem, jednym z polskich żerców, witiowym sposobem starając się oddzielić elementy prawdziwe pogańskie od judeochrześcijańskich naleciałości.

Ciężkie życie żerców

Na samym początku wywiadu żerca Walkowiak stwierdza, że podstawowym obowiązkiem żercy jest „krzewienie rodzimej wiary i odprawianie obrzędów”, dodając, że żerca bierze na barki „dożywotnie poszerzanie wiedzy o Bóstwach, wierze, mitach, wartościach słowiańskich, o świecie, tradycji i ludzkiej naturze”, oraz „organizuje i prowadzi rytuały, wróżby, sprawuje kult” (nie wyjaśniając bliżej, co znaczy owo „sprawowanie kultu”). W dalszych częściach wywiadu Walkowiak wspomina też najróżniejsze inne obowiązki i powinności wynikające z „posługi kapłańskiej” (serio, „posługa kapłańska” to też cytat z wywiadu) żercy, takie jak:

- uzmysłowienie wyznawcom „sens trudu i radości wiary oraz przybliżyć jej realny wpływ na życie tutaj i w zaświatach”;

- rozmawianie „z rodzimowiercami o życiu czy ich rozterkach duchowych.

- wspieranie „kształcenia przyszłych żerców” i stawianie „na odpowiednią jakość kapłaństwa w rodzimej wierze”

O ile nie ma wątpliwości co do tego, że w społecznościach naszych przed-chrześcijańskich, Słowiańskich przodków, obecność żercy była niezbędnym elementem odprawiania rytuałów, o tyle żadne źródła historyczne, archeologiczne czy jakiekolwiek inne nie wspominają nic o żercach krzewiących rodzimą wiarę, poszerzających wiedzę lub kształcących się w jakikolwiek sposób. Co zresztą nie dziwi – oryginalna, przedchrześcijańska rodzima wiara Słowian nie potrzebowała przecież kapłanów do krzewienia czy też nauczania, gdyż krzewiona była – lub dokładniej: przekazywana – w taki sposób, w jaki dziś przekazywana jest, np., religia rzymskokatolicka w Polsce: przez rodzinę i społeczeństwo, które w tamtych czasach, było pogańskie i całkowicie, 100% słowiańskie.

Nic również nie wskazuje na to, że funkcja żercy pełniona była dożywotnio, a bardzo, bardzo niewiele (i to wyłącznie u Słowian połabskich) sugeruje, że przed-chrześcijańscy żercy Słowian pełnili jakiekolwiek funkcje społeczne, oprócz wróżenia i – dosłownie – żarcia w czasie rytuałów. Co natomiast nie ulega wątpliwości, to fakt, że słowiański żerca – przed-chrześcijański, czy nie – w żadnym wypadku nie może i nigdy nie mógł udzielać lub też podejmować się posługi kapłańskiej.

Posługa – kapłańska, lub inna - to koncepcja stworzona na potrzeby hierarchii religii chrześcijańskich. Posługa jest swego rodzaju „urzędową” odpowiedzialnością, powierzaną chrześcijaninowi przez biskupa. Posługą obdarzony jest kościelny, dzwonnik albo, na przykład, egzorcysta. Posługi kapłańskie – do których należą między innymi posługa liturgii, słowa czy miłości – przyjmowane są przez chrześcijańskich duchownych w czasie otrzymywania święceń kapłańskich. Tak więc żerca Walkowiak lub jakikolwiek inny, aby udzielać posług kapłańskich, musiałby najpierw skończyć chrześcijańskie seminarium duchowne, a potem jeszcze otrzymać odpowiednie święcenia. Co wydaje się absurdalne, ale, po przeczytaniu analizowanego tutaj wywiadu, niestety, wcale nie dziwi, bowiem wymieniane (po wcześniejszym wyssaniu z palca) przez żercę Walkowiaka obowiązki żercy, są żywcem wzięte z regulacji kodeksu kanonicznego dla rzymskokatolickich księży.

Pogoń za pieniądzem

Biorąc pod uwagę tematykę wywiadu żerca Walkowiak poświęca zadziwiająco dużo uwagi pysze, chciwości, lenistwu, a nawet nieczystości (szczęśliwie tylko myśli!) – czyli czterem z siedmiu grzechów głównych religii chrześcijańskich. Według żercy kapłan rodzimej wiary Słowian, aby realizować „posługę kapłańską” musi charakteryzować się przyzwoitością, wytrwałością, cierpliwością i samodyscypliną, a unikać takich cech jak: „materializm, brak pokory, mylenie przyjemności z tym, co dobre, swobody z wolnością” oraz: „wygodnictwo, ignorancja czy niechęć do wysiłku i wyrzeczeń”. Omawiając problemy zdobywania wiedzy o przed-chrześcijańskich tradycjach słowiańskich, żerca Walkowiak nie omieszkał również wspomnieć o „mętnej sieci miejskich rywalizacji i zależności” (cokolwiek to jest), pogoni za pieniądzem i beztrosce całych pokoleń, które nie chcą tracić czasu „na tak niewydajny z pozoru przeżytek jak wiara i zabobon”. Jednym słowem, według słów Walkowiaka, słowiański żerca, kierując się przed-chrześcijańską tradycją, powinien, jak przykładny chrześcijanin, męczyć się i umartwiać, żyć w biedzie, pokornie i ciężko pracować w imię wyższych wartości słowiańskich. Podobnie zresztą, jak wynika ze słów naszego żercy, powinien czynić Rodzimowierca, inaczej bowiem grozi mu (lub jej) przestanie bycia „rodzimym” (znów – cokolwiek to znaczy).

Czytając wypowiedzi pana żercy na temat zagrożeń życia w mieście, materializmu czy też pogoni za pieniądzem, zachodziłam w głowę, skąd takie pomysły przyszły do głowy osobie (wydaje się?) oczytanej i (chyba?) posiadającej przynajmniej odrobinę wiedzy historycznej. Osobie, która powinna wiedzieć, jak wyglądało życie naszych przodków. Osobie, która powinna zdawać sobie sprawę z tego, że w zasadzie wszystko, co przed-chrześcijańscy Słowianie robili, obracało się wokół zdobywania i utrzymania dóbr materialnych.

We wczesnym średniowieczu, w czasach kiedy ziemię pod uprawę zdobywało się metodą gospodarki żarowej, a uprawiało radłem; w czasach, kiedy z jednego wysianego ziarna żyta zbierało się dwa (obecnie, jeśli nie pomyliłam się w przeliczeniach jednostek, z jednego ziarna zbiera się około 40); kiedy wszystko, włącznie z wydobyciem żelaza i ścinanie drzew robiło się ręcznie; kiedy „cykl produkcyjny” koszuli lnianej (od wysiania lnu do uszycia koszuli) wynosił rok; w tamtych czasach kto nie „gonił” za dobrami materialnymi, ten umierał. Nie bez kozery ¾ (o ile nie więcej) demonów z mitologii słowiańskiej ma coś wspólnego z dobrami materialnymi i bogactwem – z ich zdobywaniem, utrzymywaniem lub pomnażaniem. Co więcej legendy czy podania (jak na przykład legenda o kwiecie paproci) sugerują, że przed-chrześcijańscy Słowianie za błogosławieństwo (czyli coś dobrego) uznawali zdobycie bogactw w magiczny, czyli łatwy i przyjemny sposób – bez pracy, bez wysiłku, bez wyrzeczeń czy samodyscypliny. Biorąc to pod uwagę nie można wątpić, że „wygodnictwo, ignorancja czy niechęć do wysiłku i wyrzeczeń”, wbrew twierdzeniom żercy Walkowiaka, nie były cechami znienawidzonymi pośród naszych przodków – wręcz przeciwnie – wszystko wskazuje na to, że każdy przed-chrześcijański Słowianin tak chciał (choć, z pewnością, bardzo niewielu się to udawało). Nie wydaje się również, aby nasi słowiańscy przodkowie żywili jakąś szczególną niechęć do miast, życia w miastach tudzież „miastowego” trybu życia. Nikt ich przecież nie zmuszał, aby organizować się, współpracować, budować większe osady, potem rozbudowywać je i przekształcać w ośrodki rzemieślniczo-handlowe, takie jak, na przykład Arkona czy Szczecin – według źródeł historycznych nie tyko miasta, nie tylko duże, nie tylko bogate i z pewnością mające „mętne sieci miejskich rywalizacji”, ale na dodatek – o zgrozo! – pełne rodowitych, z dziada pradziada Słowian. Słowian, którym brak pokory i zabieganie o dobra materialne (włączając w to regularnie organizowane wyprawy łupieżcze) jakoś nie przeszkadzało byciu „rodzimymi” i wyznawaniu słowiańskiej wiary.

Żrący żerca

Ogólny ton wypowiedzi żercy Walkowiaka sugeruje, że zgodnie ze słowiańską tradycją żerca ma (lub: powinien/powinna mieć) wysoką pozycję pośród Rodzimowierców, że powinien/powinna cieszyć się szacunkiem i poważaniem. Jednakże tak na dobrą sprawę o słowiańskich żercach (z wyjątkiem, kontrowersyjnych pod tym względem Słowian połabskich) nie wiemy wystarczająco dużo, aby stwierdzić z pewnością, że żerca był/była szanowaną osobą, lub też – wręcz przeciwnie.

Zaledwie kilka dni temu, kiedy publikowałam ten post po raz pierwszy, byłam święcie przekonana, że słowo „żerca” pochodzi od prasłowiańskiego słowa “*žerti”, które oznacza „pożerać” lub „chłeptać” (tę wersję postu możecie przeczytać poniżej, w postaci przypisu*). Szczerze powiedziawszy nie jestem nawet pewna, skąd wzięło się to moje święte przekonanie o słuszności tego stwierdzenia – domyślam się, że ta informacja była mi przekazana w czasie lekcji historii lub języka polskiego w liceum, ale pewna nie jestem. Okazuje się jednak, że prasłowiańska etymologia słowa „żerca” nie tyle nie jest poprawna, co - niekompletna. Zwróciło mi na to uwagę kilka osób (którym gorąco dziekuję!), podając odmienne etymologie złowa “żerca” (zaznaczam: odmienne, nie odmienną, gdyż etymologii było kilka). Zintrygowana alternatywnymi etymologiami słowa postanowiłam zgłębić temat:

Według słownika Brücknera słowo „żreć” ma wspólną etymologię z cerkiewnym „żrěti, żrą”, którego znaczenie w definicji słowa „żreć” nie jest podane. Słowo żyrzec (albo żerzec, żyrca i żerca) również ma współną etymologię z cerkiewnym „żrěti, żrą”, którego znaczenie w definicji „żyrzca” podane jest jako „ofiarować”.

Według słownika Vasmera rosyjskie słowo „жрать” (jeść, czytane jako: żrat’) pochodzi od staro-cerkiewno-słowiańskiego „(по)жрѣти” (oznaczające „przełknąć”) i „жьрѫ” (którego znaczenie nie jest podane) oraz porównywane do staroindyjskiego „giráti, gr̥ṇā́ti”, którego (których?) znaczenie w tej definicji podane jest jako „jeść, połknąć”. Natomiast słowo „жрец” (kapłan, czytane jako żrec) pochodzi od staro-cerkiewno-słowiańskiego жьрѫ, жръти (których znaczenie również nie jest podane), oraz porównywane do staroindyjskiego „gr̥ṇā́ti” (bez giráti), którego znaczenie w tej definicji podane jest jako „śpiewa, chwali”.

Chcąc wyjaśnić znaczenie zarówno pochodzenie „giráti, gr̥ṇā́ti” (wymienianego/wymienianych przez Vasmera w etymologii słowa жрать (żrat’ - jeść)) oraz samego „gr̥ṇā́ti” (bez „giráti”), i nie mając dostępu do słownika staroindyjskiego (na który to język powołuje się Vesmer), sięgnęłam do Słownika etymologicznego języków słowiańskich Derksena, w którym „giráti” pojawia się jako słowo z sanskrytu, oznaczające „pożreć” a gr̥ṇā́ti (według Derksena również z sanskrytu) oznacza „powitać” lub „pochwalić”. Ponadto u Derksena prasłowiańskie „*žerti” pojawia się jako „*žrti; *žerti” oznaczające ofiarę, albo jako samo „*žerti” oznaczające „pożerać”.

Jak więc widać powyżej, w zależności od słownika i definicji, słowa „żerca” i „żreć” „spotykają” się etymologicznie w: języku cerkiewnym („żrěti, żrą”), staro-cerkiewno-słowiańskim („жьрѫ”), w prasłowiańskim („*žerti”) a nawet w staroindyjskim („gr̥ṇā́ti”). Nie będąc lingwistą nie jestem w stanie wydedukować na ile znaczące są te „spotkania”, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że pośród etymologicznych źródeł słów „żerca” i „ żreć” występują zarówno języki wymarłe (staroindyjski, sanskryt), jak i rekonstruowane (prasłowiański). Niemniej, nie ulega wątpliwości, że jakieś pokrewieństwo (bardziej lub mniej bliskie) z pewnością tu występuje – co, biorąc pod uwagę inne źródła historyczne – ma sens. Wiemy bowiem, że jednym z obowiązków przed-chrześcijański żerców było jedzenie przeznaczonej dla Boga/Bogów części ofiary i/lub wypijanie krwi zwierząt ofiarnych (a być może nawet ludzi). Oznacza to, że żerca regularnie spożywał surowe krew i/lub mięso, w czasach, kiedy, bez kontroli weterynaryjnej, obróbka termiczna produktów pochodzenia zwierzęcego była jedynym dostępnym sposobem na uniknięcie zarażenia chorób odzwierzęcych takich jak: bruceloza, wągrzyca, tasiemczyca, echinokokoza, listerioza, czerwonka, salmonelloza, gnatostomoza, giardoza, toksoplazmoza a potencjalnie nawet gruźlica czy wścieklizna. Oczywiście, przed-chrześcijańscy Słowianie nie mieli pojęcia o istnieniu bakterii czy wewnętrznych pasożytów, ale też głupi nie byli. Metodą obserwacji, dedukcji oraz prób i błędów potrafili odkryć lecznicze zastosowanie roślin, nic więc nie stało na przeszkodzie, aby domyślili się szkodliwości spożywania surowego mięsa, czy też krwi. Zwłaszcza, biorąc pod uwagę, że objawy takich chorób jak wągrzyca czy salmonelloza pojawiają się w ciągu 24-48 godzin od spożycia zakażonego mięsa. Nie jest więc niemożliwe, że na żerców wybierali ludzi, których użyteczność dla społeczności była albo niska, albo ograniczona (np. wiekiem, niepełnosprawnością itd.).

Wyznaczanie na pośredników pomiędzy ludźmi i Bogami osób dotkniętych niepełnosprawnością, nie jest obce tradycji słowiańskiej. Nie trzeba tu (jak czyni to żerca Walkowiak, żeby udowodnić swoje tezy o „posługach kapłańskich”) szukać przykładów u celtyckich druidów czy hinduskich braminów. Wystarczy poszukać na Ukrainie lub Białorusi, gdzie od przynajmniej XV wieku do (stosunkowo) niedawna istniała instytucja wędrownego lirnika-dziada.  Wędrowni lirnicy, zwykle niewidomi lub w jakiś inny sposób niestandardowo sprawni fizycznie, trudnili się śpiewaniem pieśni religijnych, epickich, historycznych, a czasem tanecznych i uczestniczyli w wielu obrzędach, na przykład zaślubin czy Dziadów. Stosunek bardziej „normalnego” (pod względem tak trybu życia, jak i sprawności fizycznej) osiadłego w wioskach i trudniącego się rolnictwem społeczeństwa do wędrownych i nie-pracujących na roli/w gospodarstwie lirników-dziadów był wybitnie ambiwalentny, oparty nie na szacunku, ale na obawie przed nadprzyrodzonymi zdolnościami lub mocami, które lirnikom-dziadom przypisywano.

Widzimy więc, że w chrześcijańsko-pogańskiej tradycji słowiańskiej (do której odwołuje się w swoich wywodach żerca Walkowiak) za bliższe kontakty z nadprzyrodzonym odpowiedzialne były osoby, które, z powodu wieku lub nie-standardowej sprawności fizycznej, nie były w stanie pełnić bardziej, nazwijmy to, użytecznych społecznie, czy produktywnych materialnie funkcji. Osoby te, jak dziadowie-lirnicy, funkcjonowali raczej na marginesie społeczeństwa, a rola ich ograniczona była do wykonywania muzyki – czy to religijnej, czy rozrywkowej. Być może odgrywali oni jakąś rolę w przekazywaniu tradycji ustnej (np. dumy, czyli bohaterskie/epickie pieśni), ale z pewnością ich opinia lub rada nie była tak szanowana, czy nawet szukana, jak opinia czy rada starszyzny wioski. Biorąc to pod uwagę, nie można uznać za niemożliwe, że oryginalni, przed-chrześcijańscy żercy – osoby, których rolą było szkodliwe dla zdrowia picie/jedzenie surowej krwi/mięsa w imieniu Bogów – wybierani byli spośród osób, nazwijmy to, mniej użytecznych dla społeczeństwa, czyli tym samym osób, których utrata (śmierć z powodu chorób odzwierzęcych) nie byłaby dla społeczności tak dotkliwą stratą, jak na przykład śmierć silnego, zdrowego, pomocnego i ogólnie szanowanego gospodarza.

Współczesne wieńce dożynkowe - przykład chrześcijańsko-pogańskiego poplątania słowiańskich tradycji

Współczesne wieńce dożynkowe - przykład chrześcijańsko-pogańskiego poplątania słowiańskich tradycji

Pogańskie, nie „rodzime”

Nie mam najmniejszej wątpliwości, że wiara żercy Walkowiaka jest szczera a intencje czyste. Jednakże, pomimo przeczytania (jak sam żerca twierdzi) ponad 120 pozycji na temat Słowiańskiej religii, wierzeń i kultury, pomimo spędzenia ponad dziesięciolecia na zgłębianiu zagadnień Rodzimej Wiary, jak widać z powyższej analizy, żerca Walkowiak nie tylko nie pozbył się wpływów judeochrześcijańskich idei, ale – co gorsza – zaczerpnął z nich głębiej i zanieczyścił słowiańską tradycję jeszcze bardziej, wprowadzając koncepcje żywcem z katechezy i rzymskokatolickiego kodeksu kanonicznego.

Podstawowym błędem, który, moim zdaniem, popełnił i wciąż popełnia żerca Walkowiak i jemu podobni, jest poleganie na instynktach i instynktownym odróżnianiu tego co „rodzime” od tego, co takim nie jest. Być może takie podejście byłoby właściwe, gdybyśmy jako Rodzimowiercy, wyznawali wiarę głęboko ugruntowaną w świadomości i tradycji naszych bezpośrednich przodków. Niestety w zadzie każdy z nas wyrósł i wychował się w świecie na wskroś przesiąkniętym ideami judeochrześcijańskimi, które, na dodatek przez stulecia mieszały się z pogańskim elementami tradycji ludowej. Dlatego też to, co na pierwszy rzut oka wydaje nam się naturalne, czy „rodzime” z dużym prawdopodobieństwem z pogańskim sposobem myślenia ma tyle wspólnego co „posługa kapłańska” z byciem żercą.

Wypowiedzi żercy Walkowiaka powinny być przestrogą i lekcją dla każdego Rodzimowiercy i Rodzimowierczyni.  Szukając, ucząc się i odtwarzając wiarę naszych przodków, nigdy nie powinniście przestać wątpić, analizować, rozważać i myśleć krytycznie, nawet (a może przede wszystkim) jeśli na drodze rodzimej wiary zaszliście już tak daleko, że ludzie nie tylko was słuchają, ale nawet chcą z wami przeprowadzać wywiady. Jeśli przestaniecie wątpić, przestaniecie kwestionować – zarówno opinii innych, jak i swoich własnych – możecie z łatwością zbłądzić i w tym zagubieniu – jak żerca Walkowiak i jemu podobni - (zapewne) nieświadomie, odnaleźć drogę nie pogańskich, ale judeochrześcijańskich idei, które, niestety, wszystkim nam mogą wydawać się bardziej od idei pogańskich „rodzime”.

Sława!



Bibliografia:

A. Szyjewski „Religia Słowian”

H.Kitsikopoulos “Agrarian Change and Crisis in Europe 1200-1500”

А. А. Бычков „Энциклопедия языческих богов”

P. Grochowski „Polscy dziadowie i ukraińscy lirnicy. Fakty, stereotypy i perspektywy badawcze”


*(pierwsza wersja wywodu etymologicznego)

Jeśli na funkcję czy pozycję żercy spojrzymy z punktu widzenia analizy lingwistycznej słowa „żerca” (które pochodzi od prasłowiańskiego prasł. *žerti, oznaczającego „pożerać” lub „chłeptać”) jedyne co wiemy na pewno to to, że żerca jadł część ofiary przeznaczoną dla Boga/Bogów i/lub wypijał krew zwierząt ofiarnych.

Magda Lewandowska16 Comments