Kłóćmy się!
„Słowianie są skorzy do zaczepki i gwałtowności i gdyby nie ich niezgoda wywołana mnogością rozwidleń ich gałęzi i podziałów na szczepy, żaden lud nie zdołałby im sprostać w sile.”
Te słowa, zapisane ponad tysiąc lat temu przez Ibrahima ibn Jakuba, są jednym z najbardziej znanych i najczęściej cytowanych opisów słowiańskiej natury - opisem rzadko (o ile w ogóle) kwestionowanym. Cytat ten często używany jest jako argument na rzecz panslawizmu – jaką potęgo stalibyśmy się, gdybyśmy tylko mogli się zjednoczyć, prawda? Pozostaje jednak pytanie wiarygodności słów ibn Jakuba – czy Słowianie naprawdę byli tak skorzy do zaczepki i gwałtowności, tak podzieleni i skłóceni, jak relacjonował to Ibrahim? Być może, jak wiele innych źródeł historycznych, jego świadectwo zniekształcone było brakiem zrozumienia kultury naszych przodków.
Słowiańska demokracja
Ibrahim ibn Jakub był kupcem, bardzo prawdopodobnie szpiegiem i/lub dyplomatą oraz - przypuszczalnie – lekarzem. Pochodził z Hiszpanii (Katalonii lub Andaluzji) i był albo sefardyjskim żydem, albo muzułmaninem żydowskiego pochodzenia. Niewątpliwie Ibrahim był człowiekiem wykształconym, obytym w świecie, pochodził z dobrej rodziny i miał wystarczająco dużo wpływów/znajomości, aby być przyjmowanym na dworze samego Ottona I Wielkiego – Świętego Cesarza Rzymskiego. Jakie ma znaczenie, skąd pochodził Ibrahim, zapytacie? Jak się okazuje – bardzo duże.
Ibrahim wychował się w świecie o rozbudowanej, hierarchicznej strukturze społecznej. W świecie, gdzie każdy miał (i znał) swoje miejsce, gdzie pozycje społeczne jednostek uwarunkowane były tradycjami i prawami, których złamanie było nie do pomyślenia. W elitarnych kręgach tak kultury żydowskiej jak i muzułmańskiej każdy wiedział, jak mówić, co mówić, co robić, jak się ubierać, jak nisko się kłaniać, gdzie chodzić, a gdzie nie. Nawet jeśli ktoś nie zgadzał się z obowiązującym porządkiem społecznym, nikt (lub niewielu) nie odważał się kwestionować status quo, gdyż bunt oznaczał – w najlepszym wypadku – społeczną alienację, w najgorszym zaś – śmierć.
Tymczasem Słowianie, kiedy Ibrahim przybył na ich ziemie, od przynajmniej kilku stuleci żyli w społeczeństwie opartym na zasadach bezpośredniej lub pośredniej demokracji. Sami tworzyli swoje prawa, sami wybierali swoich władców. Ich hierarchia społeczna oparta była na kompetencji a nie urodzeniu. Pełnienie jakiekolwiek odpowiedzialnej funkcji społecznej – kapłana, wojownika, władcy itd., wymagało odpowiednich umiejętności i cech charakteru, a na dodatek weryfikowane było na bieżąco przez społeczeństwo i, co ważniejsze, rzeczywistość. Wszelkie wątpliwości co do kompetencji osób dzierżących ważną funkcję rozważane były publicznie, na wiecach, na których oskarżeni o brak kompetencji musieli odpowiedzieć w satysfakcjonujący sposób na wszelkie zarzuty, czyli: przedstawić swoje akcje/decyzje w innym/lepszym świetle, uzasadnić dlaczego oskarżenia mogły były bezzasadne, przedstawić ukryte motywacje oskarżyciela, jeśli takie istniały. Jednym taki słowiański „urzędnik” musiał potrafić uzasadnić i wytłumaczyć każdą swoją decyzję, przedstawić swoją opinię/punkt widzenia w sposób jasny i zrozumiały dla wszystkich.
Przed-chrześcijańscy Słowianie od małego uczyli się, że własne zdanie należy nie tylko mieć ale i je wyrażać. Awans w hierarchii społecznej Słowian wymagał realnych umiejętności i osiągnięć, a nie pomocy mamy, taty, czy też sojuszników politycznych, dlatego też nasi przodkowie nie mieli powodów, aby ukrywać swoją siłę, czy też cechy charakteru. Wiedzieli, że żeby osiągnąć coś w życiu mogli polegać tylko na sobie samych. Dodatkowo religia przed-chrześcijańskich Słowian nie dawała im żadnych obietnic na nagrody po śmierci, nie mieli więc żadnych powodów aby umartwiać się czy cierpieć za życia, tak, jak, zgodnie z nakazem swoich religii, umartwiali i cierpieli Żydzi, Chrześcijanie i wyznawcy Islamu. Nic dziwnego, że w oczach Ibrahima ibn Jakuba Słowianie wydawali się głośni, gwałtowni i kłótliwi. Wychowany w hierarchicznej, restrykcyjnej i pełnej reguł kulturze Islamu lub Judaizmu kupiec interpretował ich zachowanie poprzez pryzmat swojej wiedzy i doświadczeń. W dokładnie ten sam sposób współcześni uchodźcy z Syrii, wychowani w regułach Islamu, po przybyciu do Europy, dochodzą do wniosku, że europejskie kobiety są wyuzdane. W ich oczach, przez pryzmat ich wiedzy i doświadczeń, odkryta głowa i ciało nie są kwestią stylu, czy też mody, ale oznaczają rozwiązłość.
Pokój między Chrześcijany
Współcześnie kłótliwość, skłonność do zaczepki czy gwałtowność uważane są za cechy negatywne. Pomimo tego, że żyjemy (albo przynajmniej zakładam, że większość czytelników bloga Witii żyje) w ustroju demokratycznym i (podobno) mamy wolność słowa, od małego uczeni jesteśmy pokory, milczenia, posłuszeństwa i nie kłócenia się (ze dorosłymi, sąsiadami, małżonkami itd.). Nasza socjalizacja polega na tłumieniu umiejętności: samodzielnego myślenia, wyrażania własnej opinii oraz konfrontacji własnej opinii z poglądami innych ludzi. Uczeni jesteśmy autocenzury, obejmującej zarówno nasze myśli, jak i słowa, żeby, nie daj Bogi, kogoś nie obrazić. Krytykować możemy wyłącznie samych siebie, najlepiej bijąc się w piersi i płacząc mea culpa za wszystkie cierpienia tego świata, ale wszelkie próby krytycznej oceny poglądów czy zachowani innych spotykają się z zarzutem ksenofobii, szowinizmu, feminizmu, nazizmu, faszyzmu, marksizmu, lewactwa, seksizmu, kolonializmu, braku tolerancji (niepotrzebne skreślić).
Skąd wzięła się ta ugodowość kultury Zachodu? Skąd wzięła się niechęć do kłótni? Jak to możliwe, że nasze laickie, demokratyczne, tęczowe społeczeństwo wyzwolonych, pewnych siebie kobiet, mężczyzn i wszelkich innych płci tak bardzo, bardzo boi się różnicy zdań, że knebluje oskarżeniami każdego, kto ośmiela się mieć inną opinię? Dlaczego w pozornie tak zróżnicowanym i wolnym społeczeństwie wciąż siedzimy w więzieniu autocenzury i poprawności politycznej? Wydaje się, że korzeni naszej wymuszonej pokory i posłuszeństwa szukać należy w chrześcijańskiej filozofii, dominującej Europę od stuleci.
Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale Chrześcijaństwo narodziło się jako ruch głęboko pacyfistyczny. Pierwsi Chrześcijanie nie mogli zabijać, walczyć, kłócić się, ani sprzeciwiać woli swojego Boga w żaden inny sposób. O ile taka postawa wiernych była bardzo przydatna na początkowych etapach rozwoju Chrześcijaństwa (pisałam o tym tu), o tyle z czasem zaczęła być ona kłopotliwa.
Za czasów Konstantyna Wielkiego (który zmagał się z atakami barbarzyńców) pojawiła się koncepcja walki w imię obrony wiary, co doprowadziło do powstania koncepcji sprawiedliwej wojny, nakazującej Chrześcijanom stawanie w obronie niewinnych, a następnie doktryny Krucjat, czyli świętej wojny, w której zabijanie niewiernych było formą pokuty za grzechy. Jednakże pomimo aktywnego tworzenia doktryn umożliwiającym pacyfistycznym wyznawcom Jezusa militarne podboje, teologowie i myśliciele do dziś dzień nie stworzyli doktryny pozwalającej Chrześcijanom na kłótnie. W przeciwieństwie do intratnych wojen, kłótliwość poddanych nigdy nie leżała w interesie ani kościoła ani państwa, nie było więc powodów, aby na kłótliwość pozwalać. Tak więc przez setki lat kolejne pokolenia Chrześcijan, zgodnie z nakazami religii, pokornie i z posłuszeństwem, bez słowa skargi wypełniać musieli wolę swoich „pasterzy”. Ta pokora, zgoda na niezrozumiałe cierpienie nazywa się „niesieniem swego krzyża” i wymagana jest od Chrześcijan do dziś. Biorąc pod uwagę, że Europejska kultura przesiąknięta jest ideą chrześcijańską na wskroś, nic dziwnego, że jesteśmy, jako społeczeństwo, łagodni jak baranki.
Anatomia kłótni
Żeby zrozumieć dlaczego kłótliwość uważana jest w Judeo-Chrześcijańskiej tradycji za negatywną cechę, odpowiedzmy sobie najpierw na pytanie czym jest kłótnia. W najbardziej ogólnym ujęciu kłótnia to żywiołowa rozmowa osób o skrajnie różnych poglądach. Aby więc pokłócić się z kimś potrzebujemy mieć:
- swoją własną opinię – na tyle ugruntowaną, żeby stawać w jej obronie;
- kontakt z osobą/osobami o innych poglądach. Poglądach, dodajmy, na tyle ugruntowanych, żeby były warte stawania w ich obronie;
- umiejętność wyrażenia swojej opinii na tyle jasno, żeby osoba/osoby o innych poglądach mogły naszą opinię usłyszeć (bo gdyby nikt naszych poglądów nie usłyszał, to nie doszłoby do kłótni)
- zdolność wysłuchania osoby/osób o innych poglądach;
- umiejętność sformułowania/modyfikowania swoich argumentów, w odpowiedzi na odmienną opinię osoby/osób z którą/którymi się kłócimy.
Kłótnia wymaga myślenia, posiadania własnej opinii, słuchania ze zrozumieniem i co najważniejsze – kłótnia wymaga kontaktu z odmiennymi niż nasze poglądy. Rozmawiając z kimś, kto podziela nasz światopogląd, możemy jedynie utwierdzić się w naszych opiniach, ale na pewno się nie pokłócimy. Jednak rozmawiając – lub kłócąc się – z osobą o odmiennych poglądach/opiniach możemy się z łatwością dowiedzieć się czegoś nowego, a być może nawet zmienić naszą własną opinię na dany temat. Jednym słowem kłótnia jest jedną z najbardziej podstawowych form uczenia się, poznawania świata, wymiany opinii i myśli. Dlatego właśnie kłótnia była i jest tak niemiła dla kultury judeo-chrześcijańskiej – odmóżdżone „owieczki” starannie oddzielone od odmiennych światopoglądów są dużo bardziej powolne i posłuszne niż ludzie tacy, jak nasi „kłótliwi”, słowiańscy przodkowie.
Szczepionka na totalitaryzm
Historia, a zwłaszcza wydarzenia XX wieku pokazują nam jak niebezpieczna jest nadmierna ugodowość społeczeństw. Idee nazizmu czy stalinizmu nie zebrałyby tak krwawego żniwa, gdyby jednostki żyjące w tych totalitarnych systemach nie wyraziły na to zgody. „Tak mi kazali” było najczęstszym tłumaczeniem zbrodniarzy sądzonych w czasie procesów Norymberskich; gdyby nie pokora i powolność rosyjskich komunistów a potem – niemal całego radzieckiego społeczeństwa, Józef Stalin do końca swoich dni pozostałby nieokrzesanym komisarzem z przerostem ambicji. Idee totalitarne nigdy nie stanowiłyby zagrożenia, gdyby nie istniały zastępy ludzi gotowe te idee wcielać w życie. Nie zapominajmy – osoby, które gotowe były zaakceptować i wcielać w życie nazizm czy stalinizm żyły zaledwie kilkadziesiąt lat temu – w perspektywie historii to w zasadzie wczoraj. Nie dzieli nas od nich tak wiele. Nasz współczesny system edukacji, nasze zasady społeczne, wartości etyczne, czy zasady prawne – to wszystko zostało zbudowane na fundamentach, które nosiły również krwawe dzieła totalitaryzmu. Zarówno eksperyment Milgrama, jak i jego bardziej nowoczesne (i mniej kontrowersyjne wersje) udowadniają, że kilkadziesiąt lat „wolności” nie odczaruje stuleci chrześcijańskiej indoktrynacji pokory i posłuszeństwa.
Czy zatem Słowianie byli kłótliwi? Z współczesnego, nasiąkniętego Judeo-chrześcijańską ideologią punktu widzenia prawdopodobnie tak. Ale z punktu widzenia przed-chrześcijańskich Słowian – na pewno nie. Jakby nie patrzeć, pomimo zarzucanej im „kłótliwości” nasi przodkowie byli w stanie stworzyć społeczeństwo bogate i na tyle stabilne, aby umożliwić rozwój handlu, państwowości i systemu prawnego. Pomimo zarzucanego im „podzielenia”, czy też „rozszczepienia” mieli wspólny język, wspólny system wierzeń i obyczaje (z gościnnością na czele!), które jednoczyły ich na tyle, zakorzeniły się tak głęboko, że pozostały żywe do dziś.
Z okazji zbliżających się świąt (jakkolwiek chcecie je nazywać*), chciałabym życzyć wszystkim*, nie tylko Słowianom i Słowiankom*, abyśmy odnaleźli w nas echa naszych kłótliwych, pogańskich korzeni. . Bądźmy tak podzieleni jak Słowianie – pomimo gwałtowności i niezgody dzielmy wspólny język, tradycje i prawa. Kłóćmy się i swarzmy jak nasi przodkowie na wiecach. Miejmy własne zdanie – na tyle przemyślane, żeby nie bało się krytyki – wypowiadajmy je głośno, z dumą i pozwólmy wypowiedzieć się innym. Kłóćmy się i, na Bogów, nigdy się nie jednoczmy, gdyż w jednym Ibrahim ibn Jakub miał rację - ludzkość nie przeżyłaby totalitaryzmu słowiańskich Pogan.
Sława!
*w idei poprawności politycznej.